Nie wsiadaj ze mną do samochodu, kiedy wokół panuje listopad, szare mgliste popołudnia beznadziejnie szybko przechodzą w wieczory, też mgliste i wilgotne, oblepiające stęchłą watą ręce, twarze, całe ciała. Będę cię kusił wybraną specjalnie dla ciebie muzyką, izolacją od zapyziałości w cieple suchego sztucznego powietrza, powolnym przewijaniem miejskich obrazów za szybą. Miejscami, których jeszcze nie znasz, trasami, którymi nigdy nie jeździłaś.
Nie daj się namówić, choćbym używał najbardziej pociągającego z moich barytonów – jeśli uważnie posłuchasz, zauważysz fałszywe ćwierćtony, łamiącą się melodię słów, cichy szmer szaleństwa wydobywający się gdzieś tam z głębi gardła. Umiem bardzo przekonująco patrzeć w oczy, sugerując wszelkie stopnie zainfekowania tobą, ale na to też się nie łap, to gra. Jestem w tym niezły, ale musisz spróbować mnie przeczytać.
Listopadowa sobota to bardzo zła pora na popołudniowo-wieczorne krążenie po mieście, kiedy jeszcze nie wszyscy wylali się z przydrożnych kapliczek handlowych i dopiero rozpoczęli swoją pielgrzymkę zwrotną, do domów, do telewizorów, do sraczyków, żeby oddać naturze hamburgery i pizzę, którymi się faszerowali w czasie rodzinnych spacerów sponsorowanych. Choinki już wszędzie, prawda? Jak miło.
Tak, to zła pora.
Bo być może to jest ten dzień, w którym podtrzymam myśl kiełkującą w głowie już od dawna, a do tej pory odsuwaną z lękiem – żeby przy możliwie sporej prędkości wykonać gwałtowny skręt w lewo, na pas powracających z zakupów sytych i zmęczonych rodzin. Mój samochód potrafi się nieźle rozpędzać.
Proszę, nie wsiadaj.
… na jesienny nastroj polecam ziele swietajanskie…
krew na autostradzie
moje ciało w płomieniach
krew na autostradzie
ale ciebie nie ma
chciałbym umrzeć jak James Dean