Art. 57!
no to się wam, panowie, udało – w kilkanaście dni wyprowadzić ludzi na ulice…
no to się wam, panowie, udało – w kilkanaście dni wyprowadzić ludzi na ulice…
Od tego czasu sporo się zmieniło. Dlatego w ten weekend Marsz Równości idzie dalej.
Lubisz otwierać nowe rozdziały w życiu? Mieć to poczucie, że wszystkie brudy spychasz do śmietnika i możesz na nowo zaplanować swoje ruchy? Pewnie, że lubisz. Masz wtedy wolność co do strategii i taktyki, prawie nieograniczoną wolność.
To dobre chwile są. Marazm przegoniony, okalające bagienko osuszone, świeże powietrze wdychasz pełną piersią, czujesz się panem sytuacji.
Widzisz drobne problemy na starcie, ale wiesz jak je rozwiązać – i błyskawicznie się ich pozbywasz. Realizujesz kolejne zadania, które sobie założyłeś i czujesz, że to, co robisz, jest sensowne. Czujesz dobre zmęczenie, twoja satysfakcja rośnie z minuty na minutę.
Nie myślisz teraz o tym, że niedługo ten nowy porządek stanie się czymś oczywistym, potem będzie uwierał, aż wreszcie, po dostatecznym zasyfieniu stanie się nie do zniesienia. Teraz nie jest czas na takie refleksje. Planuj, buduj, napawaj się.
Jeśli brakuje ci takich uczuć – kup sobie nowy bebech do komputera. Ta drobna z pozoru decyzja zapewni ci pół nocy jakże przyjemnych doznań przy reinstalacji systemu.
Zostałaś zgwałcona? To twoja wina, przecież to tak jasne, że aż banalne. Co to za krótka spódniczka? A ten makijaż? Przecież sama się prosiłaś.
Okradli ci mieszkanie? Kochany, sam się wcześniej nachapałeś, przyznasz, ze nie do końca uczciwie – to teraz straciłeś. Jakbyś żył skromnie i nie kłuł w oczy bogactwem, nic by ci się nie stało. Grab zagrabione, znasz to?
Pobili cię skinheadzi? Wcześniej obrzucili kamieniami? A po co było maszerować i skandować różne głupie hasła? Udajesz pederastę, a może nim jesteś?
Nadszedł czas na zmianę. Rzeczpospolita o nieco nieokreślonym numerze, jeszcze nie 4, ale powiedzmy, że już 3.14159265, powinna zadbać o swoich obywateli i porządek wokół nich. Ponieważ istnieje niebezpieczeństwo zniszczenia mienia przez przeciwników zgromadzenia, którzy niewątpliwie przyjdą na trasę twojego przemarszu, to lepiej siedź cicho. Bo jeśli nie, to istnieją środki przymusu bezpośredniego, które wobec ciebie z łatwością można zastosować.
Rząd będzie dbał o ciebie z dnia na dzień coraz sumienniej. W najbliższym czasie każdy obywatel, posiadający majątek powyżej określonego limitu będzie zobowiązany zarejestrować się w najbliższym komisariacie. A potem się już pomyśli, co z nim dalej zrobić. Przewiduje się zastosowanie odpowiedniego domiaru i solidarne obdzielenie nim lokalnej biedoty.
W nieco dalszej przyszłości, aby chronić bezbronne kobiety, zostanie wprowadzony zakaz noszenia krótkich spódniczek i stosowania krzykliwego makijażu. Rząd przekaże wojewodom odpowiednie wskazówki, a oni, biorąc pod uwagę specyfikę swojego regionu, zadecydują, jaki strój jest dostatecznie skromny i bezpieczny. W powiecie wadowickim wprowadzi się habity.
Nie bój się. Jeśli nie ogarniasz otaczającej cię rzeczywistości, to jest ktoś, kto ogarnia. Twój rząd cię kocha.
Nie wsiadaj ze mną do samochodu, kiedy wokół panuje listopad, szare mgliste popołudnia beznadziejnie szybko przechodzą w wieczory, też mgliste i wilgotne, oblepiające stęchłą watą ręce, twarze, całe ciała. Będę cię kusił wybraną specjalnie dla ciebie muzyką, izolacją od zapyziałości w cieple suchego sztucznego powietrza, powolnym przewijaniem miejskich obrazów za szybą. Miejscami, których jeszcze nie znasz, trasami, którymi nigdy nie jeździłaś.
Nie daj się namówić, choćbym używał najbardziej pociągającego z moich barytonów – jeśli uważnie posłuchasz, zauważysz fałszywe ćwierćtony, łamiącą się melodię słów, cichy szmer szaleństwa wydobywający się gdzieś tam z głębi gardła. Umiem bardzo przekonująco patrzeć w oczy, sugerując wszelkie stopnie zainfekowania tobą, ale na to też się nie łap, to gra. Jestem w tym niezły, ale musisz spróbować mnie przeczytać.
Listopadowa sobota to bardzo zła pora na popołudniowo-wieczorne krążenie po mieście, kiedy jeszcze nie wszyscy wylali się z przydrożnych kapliczek handlowych i dopiero rozpoczęli swoją pielgrzymkę zwrotną, do domów, do telewizorów, do sraczyków, żeby oddać naturze hamburgery i pizzę, którymi się faszerowali w czasie rodzinnych spacerów sponsorowanych. Choinki już wszędzie, prawda? Jak miło.
Tak, to zła pora.
Bo być może to jest ten dzień, w którym podtrzymam myśl kiełkującą w głowie już od dawna, a do tej pory odsuwaną z lękiem – żeby przy możliwie sporej prędkości wykonać gwałtowny skręt w lewo, na pas powracających z zakupów sytych i zmęczonych rodzin. Mój samochód potrafi się nieźle rozpędzać.
Proszę, nie wsiadaj.
Wyobrażałeś sobie kiedyś, co to znaczy być na trwałe zacewnikowanym?
Albo – jak to jest mieć wycięte jelito grube i podłączać sobie woreczek kałowy do brzucha?
A może – jak żyć po wycięciu połowy dolnej szczęki?
Nieestetycznie, co?
Chyba również dość niekomfortowo?
Może będziesz miał szczęście i to wszystko cię ominie, a na koniec ładnie i spokojnie sobie umrzesz, albo chociaż – bardzo gwałtownie. Za bardzo bym jednak na to nie liczył.
Teraz wykonaj jeszcze jedno nieskomplikowane ćwiczenie myślowe. Wyobraź sobie, że to nie dotyczy ciebie, ale twojego dziecka.
Że to ono kwiczy z bólu albo w ciszy zamiera ze strachu, wysłuchując wyroku.
„Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną.” Tak? Pasuje ci to?
Wybierz jakikolwiek model życia, to twoja sprawa. Byle nie mentalną ucieczkę w nieświadomość, w różowy, plastikowy błogostanik, w którym nikt nie cierpi i nikt nie umiera, a jeśli już koniecznie musi, to robi to we własnym łóżku, w czystej pościeli, w otoczeniu kochającej rodziny – bo nazwę cię żałosnym, śmierdzącym tchórzem.
Tego posta nie sponsorował durex.
(autor oryginalnej fotografii nieznany)