polecam ciekawy tekst o sraczce artystyczno-intelektualnej, właściwej dla radosnej i masowej twórczości webowej (w tym blogowej)
http://naukowcy.blox.pl/html/1310721,262146,13.html?890647
myślę jednak, że takiej twórczości (nazwijmy ją blożeniem) nie da się sprowadzić tylko do niebezpiecznego narcyzmu. Przede wszystkim nie jest zbyt niebezpieczna. Mam wrażenie, że jednym z najważniejszych jej aspektów jest autoterapia emocjonalna, być może blożenie jest dla wielu jedynym sposobem komunikacji własnych emocji, jedyną możliwą drogą autoekspresji. Jasne, że to zasyfia sieć, robi z niej jakiś intelektualny slums pełen licho skleconych myśli, jasne że grafomania miejscami wybija sprawniej niż niejedno szambo a lukier poklepywaczy “mógłby doprowadzić do wymiotów całe przedszkole”. Wiele przedszkoli. Ale może także pozwala funkcjonować wielu emocjonalnie nieporadnym osobnikom.
Blożenie to taka emocjonalna pornografia… można jej nie lubić, można ją omijać, choć czasem się nie da, bo za bardzo się rzuca w oczy – ale jednak nie warto z nią walczyć, bo zaspokaja jakieś dość intymne i mroczne potrzeby twórców oraz jakieś, może inne, odbiorców.
Moje i twoje też.
To co dla jednego śmieciem dla drugiego może być perłą… I całkiem odwrotnie też;-)))
A szambo -cóż, lepsze szambo niż zasrany chodnik…
tak, dokładnie tak. każdy sobie bierze z tej rupieciarni to, co mu potrzebne. No ale w sumie to jest rupieciarnia..
szambo lepsze, dopóki nie wybija :)
hmm
blogi jako forma autoterapii zwalczająca kompleksy w opcji jestem fajniejszy niż jestem … ok
a ja pytam, i co z tego ?
mniej sfrustrowany soba jest ktoś, kto kupuje wypasioną fure i chate na strzezonym osiedlu,żeby poczuć sie lepszym i pokazac wszystkim dookoła,ze jemu sie udało ?
i powiedz mi, w jakim miejscu, w jakiej formie, ludzie nie udają ? pojde tam zobaczyć jaka jestem naprawde
don&39;t hate the player, hate the game
czy jakoś tak
lilka, mimo agresywnej formy werbalnej wcale nie krytykuję – staram się zrozumieć proces. Sam pewnie temu podlegam. Ty też.
porównanie do faceta z furą i chatą nie jest do końca trafne, bo w blożeniu nie chodzi tylko o zabłyśnięcie i leczenie kompleksów (choć o to też). I nie o udawanie kogoś innego czy nakładanie masek chodzi. Całą siłą blożenia jest niezaspokojona u ogromnej masy ludzi potrzeba kontaktu z innym człowiekiem – kiedy brak go w życiu – poprzez budowanie relacji typu proteza i zaspokajanie w ten sposób potrzeb emocjonalnych, niekoniecznie mających związek z narcyzmem. Blożenie odpowiada na te potrzeby z obu stron – twórca może wylać swoje emocje, a odbiorca może śledzić i wczuwać się w cudze życie jak w soap-operę.
read it again (czy jakoś tak)
kiss my ass ( dokładnie tak )
z przyjemnością, wskaż tylko pośladek
nie chce mi się dzisiaj wychodzic z domu
dodałabym Vontrompko, że blożenie pozwala też na syntezę emocjonalną i intelektualną, myślę, że potrzeba ekspresji jest tu dominująca nad narcyzmem, a blogują samotni i niesamotni, ludzie z rodzinami i bez nich, zapracowani i zawodowi malkontenci, wszyscy. Blogi to miejsce dzielenia się sobą. Nie będzie go prowadził ktoś, kto przywykł tylko słuchać.
gadanie do martwej ściany to, to nie jest, mimo wszystko;-)
“Nie będzie go prowadził ktoś, kto przywykł tylko słuchać.”
mhm, ludzie zazwyczaj przywykli tylko mówić
im gęsciej w życiu od endorfin, tym mniejsza potrzeba blogowania. tak o.
u mnie, znaczy.
Vontrompka, to skąd te komentarze, które jednak czasem adekwatne są;-)
Dada: no właśnie stąd, że ludzie mówią, najczęściej nie czytając (“CZASEM adekwatne”) ;)
Histe: u vontrompki korelacji endorfiny-częstość postów nie stwierdza się.
albo co do nietrafionych komci, może problem nie lezy w czytajacym, tylko autorze
enigma
Problem leży zawsze w czytającym. Autor napisał coś (lub może być w zgodzie z szambiarskim klimatem – wydalił z siebie) i reszta należy do czytającego – jego zdolności odbioru.
Blożenie jako czynność może być wszystkim po trochu: terapią, spospbem na samotność, sposbem na zaistnienie, sztuką etc. Szukanie prostego monokauzalistycznego wyjaśnienia jest bezsensowne i…chyba niepotrzebne.
pewnie, że sprawa nie jest jednoznaczna ani prosta; ten post jest zresztą odniesieniem do innego, podlinkowanego, jakimś uzupełnieniem tamtej myśli
ja akurat piszę o “blożeniu”, a nie o tworzeniu blogów; blożeniem nazywam wylewanie z siebie nie do końca zbornych myśli, bez głębszego celu i sensu, “pamiętniczkowanie”. Są blogi (sporo), które nie podpadają pod tę definicję, przyczyny ich powstania są różnorodne. Ale większość niestety to blożenie (vide: blox.pl). Blogi to oczywiście część większej całości, ale dość charakterystyczna przez swoją popularność.
imho problem NIE leży w odbiorcy. Jeśli już – to w relacji nadawca-odbiorca; ale jeśli nadawca produkuje niezborny narcystyczny bełkot, to z pewnością nie odbiorca jest winny, że nie percepuje. Albo że, owszem, percepuje, ale go to odrzuca.
Oczywiście istotą każdej komunikacji jest relacja nadawca – odbiorca (resztę szczegółw zaleźć można w klasycznym schemacie komunikacji). Problem w tym, że próbujesz obiektywizowac zjawisko ze swej istoty nieobiektywne.
Żaden nadawca, nie powie, że jest niezbornym, bełkotliwym, narcystycznym nudziarzem, który bloży z nudów, zamiast dłubać w nosie etc… bo, żaden nie jest w stanie spojrzeć na siebie obiektywnie.
Sądzę, że blożenie wymaga wysiłku (niewielkiego, ale jednak) w związku z tym blożący zakłada, że robi coś pozytywnego ergo wartościowego.
“Problem” leżący w odbiorcy nie powinien być rozpatrywany w kategoriach aksjologicznych winny-niewinny, wartościowy-niewartościowy. Kwestia nie dotyczy tylko niemożliwości zrozumienia się.
Jeśli za bardzo zamotałem, to uprzejmie proszę o wybaczenie.
Kłaniam się
skfar, mam osobisty problem z relatywizowaniem wartości przekazu i uznawaniem, że każdy komunikat jest tej samej wartości (bo nieocenialny), a jedynie relacja nadawca-odbiorca bywa skrzywiona i źle działa. Nie umiem uznać, że przekaz “Jest sobota, właściwie przez ostatni czas nie wydarzyło się nic godnego uwagi, ale warto cokolwiek napisać.” jest wart tyle samo, co “Myślę sobie, że nikt nie powinien u własnego kresu obserwować kresu tego, co sam, własnym wysiłkiem tworzył.”.
Naprawdę sądzisz, że jedyna różnica, którą da się tu stwierdzić, polega na poziomie zrozumienia przez odbiorcę (mnie)?
A że blożący (ani większość innych nadawców) nie umie siebie ocenić w miarę obiektywnie – oczywiście masz rację.
Wartość przekazu pochodzi od Ciebie, rozumiesz? Piękno i brzydota, zachwyt i znudzenie jest w Tobie.