kiedy miałem cztery, może pięć lat, jeździłem na rowerze pelikan z dodatkowymi kółkami
absolutnie posłuszny wobec nakazów i zakazów
moich dwudziestoparoletnich rodziców
nie wyjeżdżałem poza okrąg wyznaczony przez ich wzrok
obsługa wyjątków:
co zrobić, kiedy nadjeżdża (nie tak znowu wtedy częsty) samochód?
“stać i się patrzeć!” rzekł ojciec, zirytowany głupim pytaniem
tamten w dużym fiacie trąbił
ale nie mógł przejechać
stałem i się patrzyłem
całkiem bezradny na swoich czterech kółkach
mocne słońce świeciło mi w twarz
mrużyłem oczy, patrząc to na kierowcę, równie bezradnego jak ja
to na rodziców, śmiejących się w oddali
a może było pochmurno i nie musiałem mrużyć oczu
8
Ja tez mialam rower Pelikan! Ale tata zdecydowal, ze nie bedzie kolek – przyczepil do roweru kijek i zabral mnie i mame na dlugi spacer. To byl jeden z dwoch czy trzech spacerow z obojgiem rodzicow, ktore pamietam. Byli rozwiedzeni od lat. Oboje juz po czterdziestce. Ojciec na poczatku trzymal kijek, potem juz tylko udawal, a ja jechalam przekonana, ze trzyma. Kiedy wracalismy, juz przed blokiem, zorientowalam sie, ze jade sama, przyspieszylam i wywalilam sie z fikolkiem przez kierownice pod sasiednim blokiem. Zaczelam plakac a ojciec kazal mi wsiasc na rower i dojechac do domu. Blizne na kolanie mam do dzisiaj. I nie zapomne tego roweru. Ani tego dnia… Dzieki Von za wspomnienie ;-) Od tamtego dnia jezdzilam na rowerze jak zawodowy kolarz ;-D
ee, gdyby to byla wouga chociaz. i bez puenty..ee.
podobno lenny valentino szukaja odpowiednio neurotycznego teksciarza:]
Bardzo namacalnie oddałeś lęk tego zagubionego szkraba. Czasami jeszcze zerka na Ciebie smutnymi oczami, prawda? Każdy z nas ma Go w sobie. Ty, Go oswajasz…
szara płachta pola
i dym prostopadle wbity
w niebo
statyczna kompozycja
albo inaczej
ojciec stoi z boku
patrzy w płomienie
kiedy wrzucam do ognia patyki
i w pierwotnym zachwycie
gubię się
licząc iskry
powietrzeche pachnie jak łupiny
jeszcze zbyt gorących kartofli,
które biorę do ręki
dzięki, skfar. to dobre jest.
cała przyjemność po mojej stronie
zostałem wywołany do tablicy, nie będę się uchylał od.
otóż:
miałem fioletowy rower krokus.
mniej-więcej w tym czasie.
podczas kiedy w kinszasie
do władzy dochodziły jednostki wywrotowe.
ale tym wówczas nie zawracałem głowę.
czy-coś. dalej.
otóż:
rower krokusz rozjeby doznał na grzybobraniu w celestynowskich lasach.
Mląx wyjebał się do dołó, skąd pobierano kwarc. na budowli powstanie.
dziadek wziął dwie części krokusó i zarzucił na ramiona. ja dziarsko zasuwałem z jego ukrainą.
15km.
nie zapomę.
ps. trompka, żeś się urodził w 75?
@ps: kiedy miałem cztery, może pięć lat…