wisienka
Dobrze zarobić, ale i zrobić coś pożytecznego dla innych.
Stracić cnotę, ale i mieć orgazm.
(Zawiązać koalicję, ale i uzyskać większość?)
Warto do pragmatycznych działań doczepić jakieś dodatkowe znaczenia czy wyższe cele, albo chociaż przyjemność wynagradzającą te działania. Ta wisienka na spalonym, gównianym torcie bywa ważniejsza od samego tortu. Bo kiedy realizujesz projekty, których jedynym celem jest przekonanie klienta, żeby płacił za kolejne projekty, to – jeśli masz odrobinę wrażliwości – po okresie zadowolenia z własnej skuteczności zacznie ci się robić mdławo, duszno i niewyraźnie. Zaczniesz w poszukiwaniu głębszych sensów romansować z wolontariuszkami, planować wyprawy w rejon tsunami, protestować pod chińską ambasadą czy chociaż nałogowo klikać w pajacyka. Nieznośne parcie popchnie cię w kierunku zmiany i okaże się, że same działania przygotowawcze cię uspokajają, bo nowe opcje – do tej pory ukryte – masz przecież w zasięgu ręki.
Po czym, zrelaksowany i uśmiechnięty, zmienisz samochód.
Albo mieszkanie. Albo kobietę. Nieważne. Przekonałeś się, że opcje są dostępne, więc zgromadzoną energię spożytkowałeś na dowolną zmianę. Tę oryginalną wisienkę gdzieś diabli wzięli, ale suma bodźców sprawia, że o niej w ogóle zapomniałeś. Do czasu, kiedy znów cię zemdli i zapragniesz zmieniać świat. I niezłomne przekonanie znów rozproszy się na deklaracjach i ruchach pozornych.
A może – nie wisienka jest potrzebna, tylko smaczniejszy tort? Zanurzenie się w drobne przyjemności, chwile sensu, detale życia… Weź sobie trochę energii z czakry przy Wrzesińskiej na Pradze – i pomyśl.