Kalafior, nie lubię kalafiora. Jego monstrualność, formalna potworkowatość, rakowata z natury istota łączą się z zupełnie nijakim, pełnym wody wnętrzem, smakiem przypominającym dziesiąty wywar po starej skarpetce. Przerost rozbuchanej formy nad cieniutką treścią. Za dużo musiałem go zjeść w dzieciństwie, polanego obrzydliwą zasmażką z bułki tartej, żeby teraz myśleć o nim z sympatią.
Kiedy płacę na utrzymanie porządku w swojej okolicy, drogi czy edukację – krótko mówiąc, kiedy płacę podatki – płacę za całego kalafiora politycznych pomysłów, które wcale nie są mi potrzebne. Płacę PIT, finansuję więc armię wiecznie niedojadających górników, cienką herbatkę siorbiących urzędników albo – jak fantazja posłom dopisze – narodową świątynię opatrzności.
Kiedy chcę porozmawiać przez telefon, nie płacę wyłącznie za utrzymanie sieci i techników, czy chociażby za limuzynę prezesa telefonii – choćbym nie znosił piłki nożnej, finansuję też futbolową rozrywkę koleżkom z klatkoskiej, resocjalizujących się na okolicznych stadionach. Płacę platfusom w kolorowych trykocikach, żeby mogli kupić sobie nowsze audi.
Panowie od kalafiorowatej polityki policzyli sobie, że jeśli zapłacę za ich opaczność, to chętniej na nich zagłosuję, a i podatkiem hojniej sypnę. Spec od kalafiorowatego marketingu wykoncypował sobie, że będę dumny, wspierając kilkuset fajtpłapowatych młodych mężczyzn, spotykających się raz w tygodniu na wspólne toczenie piłki po boisku.
Postsocjalistyczne państwo nie daje mi większego wyboru; chcę czy nie chcę, na każdą kalafiorowatą opaczność muszę płacić. Pozostawia mi jednak nieco wolności w wyborze operatora komórkowego. Zawsze mogę porzucić kalafiora piłkarskiego i płacić za już od lat dobrze się zapowiadających siatkarzy, albo owocującą wspaniałymi nadwiślańskimi biurowcami ideę kubertenowską.
Kalafior forever.
Rozgrywki sponsorowane także przez vontrompkę właśnie się zaczynają. Czas na prawdziwie męskie emocje, na unoszący się nad stadionami zapach testosteronu i smażonych kiełbasek…
Zdjęcie wykonane w Warszawie.
Nie zgadzam się, kalafior to piękny kawałek fraktala… Protestuję przeciwko skartoflaniu kalafiora :D
uroda determinizmu kalafiorowatego fraktala ma się nijak do urody organizacji jaką jest nasze społeczeństwo, ale fraktale nie mają wolnej woli, a to piękniejszy przymiot nawet od nich samych ;-)
A brokuly lubisz?
a Brokuł to co innego. to Smaczne Warzywo, jakże odmienne od kalafiora.
a w takiej norwegii Kalafiora na chrupko a potem w plasterki cieniutkie. niegópie, pszyjemne, wrencz seksi.
od jakiegoś czasu zastnawiałam się, dlaczego nie lubię kalafiora.
łannie mi to wyjaŚniłeś:D