zatonalem
w oparach nargili, slodkiej mocnej herbacie, tlumie na bazarach
wystarczy przejsc kilkaset metrow, oddalic sie od najpopularniejszych miejsc – i naprawde sie znika
tu handlarze nie probuja juz zlupic glupawego europola a tlum przechodzi obok obojetnie i nie zauwaza mnie, no moze przesadzam – trudno nie zauwazac kopy siana na wysokiej tyczce w czarniawym tlumie – w kazdym razie nie odczuwam innosci i obcosci
dzieci zaczepiaja – krzycza ‘mani mani’
i starsi – smieja sie do mnie i cos tam przyjaznie zagaduja po turecku
olbrzymie, zadziwiajaco czyste miasto, budujace sie i rozpadajace rownoczesnie
setki napasionych kotow wokol meczetow – i psy niesmialo oblizujace sie na widok kesow miesa pozeranych przez kocury, czkajace i rzygajace z przejedzenia
budowle zapierajace dech w piersiach i naturalizm do bolu tuz obok
udalo mi sie przestawic picase z tureckiego na angielski… wiec pare zdjec
zaczynajac od Ataturka, Ojca Turkow:
ja tez chce do Istanbulu ;(
on mk sie nawet sni po nocach!
oj, wściekle słodka kawka z tygielka, ojoj, wypiłoby się
eh, elektryfikacja wsi jak siemasz- te talerze na ruderze :]
szokujace – niektore zdjecia. ale bardzo prawdziwe…
a kawa w tygielku to moja specjanosc. uwielbiam :))
zaczynasz sie Vontrompko specjalizowac w fotografowaniu martwych zwierzatek z kobietami w tle…mozna by z tego juz zrobic wystawe, co? nie wspomne o materiale do psychoanalizy ;) no i co z tymi burkami, bo ja caly czas chora…a tu Krakowsie przedmieście zalane jest słoncem, uwierzysz?
dzis byl burek, mimo pelnego brzucha, ale czego sie nie robi dla zdrowia kolezanek…
ten tutaj bardziej przypomina lazanie niz francuskie ciasto, ale i tak dobry
a tu slonce i w tym pelnym sloncu snieg sypie co jakis czas
Ech, bym ci pokazał w Stambule jeszcze parę miejsc… Np zwiedzałem fabryki pod miastem, fabryki garnków, drożdży, tekstyliów. Kombinat, nie kraj. Ale tandeciarze przeraźliwi z nich są. Pokochałem.
tandeciarze, to fakt
kombinat, tak – uderzyła mnie niewiarygodna ilość towarów sprzedawanych na bazarach w mieście
miałem wrażenie znalezienia się w jakiejś megahurtowni zaopatrującej całą Turcję – w dmuchane zabawki, anteny satelitarne i kurtki skórzane… i jeszcze – ta specjalizacja: całe ulice zajmujące się jednym asortymentem – częściami samochodowymi, mięsem albo poligrafią
na miłość to był za krótki kontakt.. na razie pozostało zauroczenie.
ja byłem 4 razy, próbując zrobić interes życia z tureckim oligarchą (który następnie spierdalał rach-ciach-chach-rachatłukum za granicę przed karzącą dłonią sprawiedliwości i zatrzymał się aż w Auckland). Więc się nazbierało tych klimacików.
Jak podasz maila, załączę zdjęcia ulic pełnych rondelków etc. Niekoniecznie na bloga.
Czy to konto jest aktywne ? Chętnie pogadam