leoneliness

Jest taka kraina sercu memu bliska,
gdzie każdy starzec czuje się swym dzieckiem,
gdzie radość życia niebotycznie tryska:
to Województwo Mazowieckie.

Na piachu równin, na brzegu wiślanym,
wśród chaszczy puszczy, wieżowców Warszawy
mieszka lud prosty i snuje swe plany
życie swe wiodąc – szlachetny i prawy.

Wszak Wojewoda z Sejmiku Marszałkiem
(nasza pomyślność jest pod ich przywództwem)
mięsiste czoła marszczą pod przedziałkiem
by dobrze było w naszym Województwie.

Dzikich podlasian, pomorzan zniemczałych,
innych województw knowania zdradzieckie
my ujawnimy, aby w wiecznej chwale
rosło nam dumnie wielkie Mazowieckie.

Stańmy więc wszyscy, zjednoczmy się w walce
Żyrardów, Mszczonów, powiat szydłowiecki
zmiażdżmy mdłych wrogów, wypierzmy ich w pralce
by Mazowieckie było Mazowieckiem!

święty vifonie, noodle się za nami

kto z was jest bez grosza, niech pierwszy rzuci kamieniem

nr 1 na liście w warszawie

oknowotwór

a polakom wstyd

dupa duma

w końcu nadojeło. niedosyt bilateralnych kontaktów z ludnością zaowocował odświeżeniem znajomości z pewnym portalem randkowym. przeglądanie reklam dziewcząt znudziło mi się po jednym wieczorze – większość jest inna niż wszystkie, połowa nie lubi o sobie pisać, ale chętnie napisze, jeśli ja napiszę, pozostałe szukają miłości przez duże m. parę oryginalnych rodzynków. poza tym nuda.

za to znacznie bardziej zafrapowały mnie reklamy konkurencji, czyli mniej więcej rówieśniczych samców. okazuje się, że Polska jest pełna trochę-romantyków-a-trochę-pragmatyków. sporo Homerów, których uciska forma (dwieście znaków!), niepozwalająca wyrazić bogactwa i głębi ich osobowości (ach, bogini, opiewaj…). zawsze znajdzie się też kilku mężczyzn pozujących na tle swoich pojazdów. wszystko to jest trochę zabawne a trochę nudne, ot, formy nie zawsze poradnej autopromocji.

zastanowił mnie jednak pewien powtarzający się czasem ton: w tych dwustu znakach dozwolonych na reklamę niektórzy klienci portalu uznają za stosowne poinformować swoje potencjalne partnerki, że najbardziej na świecie nienawidzą chamstwa / cwaniactwa / kłamstwa / obłudy. co tych ludzi spotkało w życiu? co siedzi w ich głowach, że właśnie w ten sposób potrzebują się definiować i pokazywać światu?

parę teorii: trauma i głęboka frustracja? kompensacja lęku? potrzeba uzasadnienia własnej agresji? (po wpisaniu do gugla frazy “nienawidzę chamstwa” trafiam np. na takie “wieszać chamów bić i patrzeć czy równo puchną!”). instynkt podpowiada mi, że o ile chamów po prostu lepiej omijać, o tyle przed nienawidzącymi chamstwa – uciekać gdzie pieprz rośnie…

myśliciel

dzieworództwo tak wypaczenia nie