w Zamościu mężczyźni przerażeni perspektywą męki pańskiej już o czternastej znieczuleni zataczali kręgi wokół rynku. jeszcze godzina, jakoś dotrwamy, może schowani za stolikiem, nakryci płatami postnej pizzy, albo w sklepie, zaaferowani i niewidzący, kupując jajka i pieczywo na trzy dni. a kiedy to już minęło i kiedy się dokonało, samochód wpuszczony w sieć mapy czytał zmęczonymi amortyzatorami mechaniczny manuskrypt zapisany przez pradawnych drogowców, dziurkowaną taśmę lokalnych szos, chaotyczne bity pozorujące informację pozostawioną specjalnie dla nas.
potem niedziela, w Szczebrzeszynie brzmiały butelki rozbijane o macewy, dwaj mężczyźni ćwiczyli się właśnie w rzutach – do nas, do drzew, czy do nagrobków – jaka to właściwie różnica? cerkiew nieśmiało przycupnęła na wzgórzu, zamknęła się przezornie na kłódkę. miasteczko trawiło syty wielkanocny posiłek. nieliczni młodzieńcy snuli się po rynku, trochę znudzeni ciężkostrawną atmosferą familijną. ktoś przyjeżdżał, ktoś odjeżdżał, ktoś bmw, ktoś golfem.
Biłgoraj, Krasnobród, Tomaszów Lubelski
znów Zamość
i pijani żebracy i chłopcy na rynku grający w piłkę
i już
Cola zimna i do tego z gazem : )
jak widze takie obrazki to przypomina mi sie ‘zakurwie z laczka i poprawie z kopyta’
“taki pejzaż”
w koncu!!!
taka gmina
Ściana Wschód mówi WON!
Pozdrawiam z Zamościa!
:)
rozczarowujesz, poczucie wyższości nad plebsem ze ściany wschodniej wyczuwam, nędza
objaśniłem gdzie indziej, żeś w błędzie. :)