Lubię spoglądać wsparty na barowej stali,
Jak niegroźni bałwani w szumiącej falandze
Ściskają się i pchają, oddani balandze
W swoich barwach i żelach wieczornie wspaniali.
Trącają się łokciami, prą na bar, wytrwali,
Wieloryby i goście ćwiczeni na sztandze
Zdobędą drinka w chwale, stosownego randze,
Gubiąc grubsze wyrazy powrócą ku sali.
Wierzą, że tak wybrali, świadomi i wolni,
Wieczór miły przy flaszce czy w oparach zioła,
Lubych ponęt tęskniący i tańcem swawolni.
Ich wolność równa płynom, co wszędy dokoła
Lśnią w szklankach. Wolna wola? Robacy mozolni…
Nie zbudzę was z tych ułud. Pijcie, nikt nie woła.
Great!
I Juda
wieszcz ;)
bar wzięty w ułudzie paskudy…
i jak teraz zyc?
no jak?
nasza Polska Powszechna?
http://forum.neostrada.info/viewtopic.php?f=15&t=12757&st=0&sk=t&sd=a&start=0
i z całym szacunkiem co do wiersza powyżej- to lepsze, bo po co się spinać?
ps. dobra, trompka, to ja, mlx.
och…… :)
ech… napiłbym się wódki ;)
niezłe. jak Witkacy za młodych lat.
bardzo zgrabny sonecik
;-)
coś mi to przypomina…
weeery najs :)