śpieszę donieść, że kolega Emeliks przygotował kolejną porcję muzyki, do tańczenia podobno; a mnie zaprosił do przygotowania okładki (już trzeciej w tej serii). hałsowych oberków można sobie posłuchać via strona Autora, dostępna po kliknięciu na.
złożona z dziesięciu paznokci i jednej pary ust
paznokcie sterylne jak pielęgniarki w białych czepkach
usta czerwone, zamknięte w nawias
na talerzyku ciastko marchewkowe
paznokcie obierają ciastko ze zbędnych okruchów
aż na talerzyku pozostaje kamień, albo głowa
raczej kamień, jak w Chorwacji, nad urwiskiem
ciepły, wygodnie mieszczący się w dłoni
pasowałby do głowy, ale na to zabrakło odwagi i ciastka
jego głowy, autora comiesięcznej pustki, błogosławionej
póki cyfrom lat nie urosły irytująco krągłe brzuszki
nagle rumieni się i wpycha kamień w usta
i miażdży go i połyka, krztusząc się suchością
paznokcie usuwają poszlaki z talerzyka
do Woli Piotrowej trafilem przypadkiem, gdzies tam wlasnie skonczyla sie moja odpornosc na pecherze na stopach, owoc nieszczesnego mariazu platfusa z butami salomon. w wiosce mieszkaja sami zielonoswiatkowcy, jakies trzysta osob – tzw. repatriantow i ich potomkow – przybylych z czeskiego Zaolzia, gospodarujacych na ziemi po dawno przegnanych Lemkach. sklepowa, z ktora pierwsza rozmawialem, miala silny akcent z tamtych stron. z pewna niesmialoscia sprzedala mi piwo, ukryte gdzies w kącie lodowki.
to poczatek historyjki dzis napisanej, ktora – mimo omowien i braku nazw wlasnych – okazala sie zbyt przejrzysta dla przenikliwego czytelnika. poniewaz o cos ogolnego chodzilo mi raczej, nie o konkretnych ludzi, ktorych spotkalem, tekst znalazl sie w archiwum, do dalszego przetworzenia, kiedys, gdzies. co wydalo mi sie ciekawe? ponownie potwierdzony mechanizm roznicowania sie grup ludzkich, gdzie najgorsze jest to Inne, co najbardziej podobne. i tym gorsze, ze swoja zarliwa obecnoscia uswiadamia istnienie alternatyw.
i jeszcze: nagly blysk skojarzenia miedzy tym, co bylo tu zywe kilkadziesiat lat temu (prawoslawiem) a tym, co zyje teraz (protestantyzmem). oba koscioly, niby odlegle, sa sobie bardzo bliskie w intensywnosci przezycia duchowego. a takze – w sprawnym oddzialywaniu na zmysly (prawoslawie) i na emocje (protestantyzm, szczegolnie ten radykalny). kiedy mysle o prawoslawiu, slysze transowe chóry, widze czerwien i zloto ikon, czuje zapach kadzidel. kiedy mysle o protestantyzmie, widze surowa sale, a na niej sugestywnego kaznodzieje, ktory porywa tlum, po chwili spiewajacy gospel. kiedy mysle o katolicyzmie. widze polski bombastyczny barok i slysze rozchodzace sie zawodzenie “baranku bozy, ktory gladzisz grzechy swiataaa…”. jesli katolicyzm przetrwal, to chyba tylko dzieki inercji wiernych i z braku innych latwo dostepnych alternatyw. zreszta, na wolnym amerykanskim rynku radzi sobie slabo.
ptaki setkami obsiadaja pola i drzewa. gdy probowalem ze slabym skutkiem fotografowac je w locie, z domu stojacego miedzy mna a stadem wyszedl gospodarz. “co pan tu za zdjecia robi” – spytal. pokazalem palcem ptaki, ktore akurat usiadly. “odlatują” – powiedzial. “tak wczesnie?” – spytalem. “no” – odpowiedzial.
w swiecy, przy ktorej piszę, splonela ćma. pięć minut pozniej wlaczyli prad.