podróżowanie to doznawanie innych, fascynujących kultur, to zachwycająca przyroda, to wspaniali ludzie, których spotykasz po drodze. to w końcu źródło inspiracji i możliwość spojrzenia w głąb, także swój głąb.
prawda to? takaja gazieta.
bo podróżowanie, w każdym razie takie z plecakiem, to w 90% zmaganie się z otoczeniem i z własnym ciałem. otoczenie wydaje najczęściej przyjazne dźwięki, nieprzypominające tych, które poznałeś na lekcji angielskiego; i, choć porozumiewanie się poprzez równoważniki, gesty i uśmiechy duszom nastrojonym na romantyczną nutę może wydawać się urokliwe, to jednak w praktyce jest zwyczajnie nużące i frustrujące, szczególnie, jeśli nie jesz mięsa i chciałbyś uniknąć posypki z suszonej krowy. uderza cię, owszem, feeria barw, ale głównie z szyldów, billboardów i straganów z badziewiem; pachnie – głównie spaliną; rozbrzmiewa – silnikami przejeżdżających ciężarówek i skuterów. a ciało — mdłe. podrózujesz — dostajesz wysypek w dziwnych miejscach, parzy cię słońce, męczy biegunka na kucanym kiblu i boisz się lęków po lariamie. podróżujesz — walczysz w trzęsącym się autobusie z sennością i gazami po dal makhani; wertepy jednemu nie przeszkodzą, drugiemu nie pomogą — w końcu przegrasz, zaśniesz i pierdniesz. gardło cię boli, koszulka się lepi, na nogach rosną dorodne bąble. chcesz w końcu spać, ale nie możesz, bo w oknie nad głową nietoperze urządziły gniazdo.
przecież tego nie lubisz. zostań w domu, wybierz wczasy all-inclusive albo poczytaj relacje na vontrompka.com.
aha, także tutaj Santa Claus przybywa do shopping malls.
poczytam relacje.
jedna z najlepszych relacji z podróżowania jakie czytałem
re(we)lacja
trochę zmęczyło mnie podróżowanie. nie że nie chcę, że nie ciągnie, bo ciągnie, ani wcale nie dlatego, że tak dużo podróżowałem, bo nie.
ale zmęczyło mnie takie podróżowanie pod dyktando czasu. że jest termin, bilet powrotny, a tam zwykłe życie przy biureczku i komputerze. potrzebuję wolności, ale podróż wcale nią nie jest, chociaż przemieszczanie się jest bardzo miłe.
namiastka, wiadomo.
ale że ma granice? no, wszystko jakieś ma… każda wolność, każde życie. trzeba te granice sobie czymś zasłonić, wygłuszyć dochodzący zza nich pomruk (korpo-lewiatana czy śmierci, wszystko jedno). i chociaż przez chwilę udawać, że ich nie ma.