hiperelokwencja albo cynizm służą zwykle trzem celom: zamaskowaniu własnych uczuć (których z różnych przyczyn nie wypada okazywać), pomniejszeniu skali wydarzenia (żeby zmieściło się w odpowiedniej szufladce umysłu), albo budowaniu własnego podprądowego wizerunku.
znam te mechanizmy, bo sam je w miarę świadomie stosuję i wiem, w czym mi pomagają. czasem jednak — przy pewnym rozmiarze wydarzeń — błyskotliwość, sarkazm czy neurotyczne porządkowanie świata (komu wolno, komu nie — uronić łzę) nie wystarczają. czasem rzeczywistości nie da się od razu komfortowo posegregować i efektownie zagadać (albo wyśmiać). kiedy trzeba zmierzyć się z własną nieodległą śmiercią, kiedy doświadcza się śmierci kogoś bliskiego, albo gdy anihiluje kilka(dziesiąt) osób tworzących w jakiś (lepszy czy gorszy) sposób istotną część przestrzeni semantycznej ostatnich lat — no to się nie da.
to znaczy, da się, ale robi się jakoś tak. nieadekwatnie.
PS. wczoraj masa ludzi szukała tu obrazka do słowa “żałoba”. dawno temu zrobiłem (nienajlepszy) rysunek z prezydentem, czarną wstążką i hasłem “w czerni panu do twarzy” – i google to dostrzegł. wczoraj, zasypany kliknięciami, zdecydowałem o (przynajmniej czasowym) ukryciu tego posta. w obecnym kontekście zaczął wyglądać niestosownie.
Lenio nie jest człowiekiem pióra. jest człowiekiem gitary i paru innych instrumentów, tudzież wokalu. rasowym człowiekiem muzyki jest. bo teksty ma — raczej niedobre. mało świeżego słowa, fraz się jakoś nie zapamiętuje, wpadają banałem, wypadają czymś tam. takie can we find a reason to live another season jest tak sieriozno podane, że zabawne. ale owszem, black velveteen, simple and clean, oh what a bad machine złe nie jest. szczególnie, że przywodzi na myśl pewną kanadyjską rudą welwetynkę, poznaną w autobusie dalekobieżnym z Francji do mej Warszawy, gdy do uszu z diskmena sączył się właśnie Lenio. lubię go jednak. gettin straight in 98 y’all.
. .
Oto czarne dziury twych źrenic przyciągnęły mię. Uwięziły serce moje biedne w rozkoszą lśniącym horyzoncie zdarzeń. Jest-że dla mnie choć promyk nadziei z tego zakrzywienia wybiegający? Nie! – krzyczy me zamarłe po stokroć serce. Prądy grawitacyi miłosnej szemrzą w twej osobliwej głębinie, bym życia wszelkiego poza tobą wyrzekł się. Chcę! — tem słowem zakrzyknąwszy wnikam i zanikam. Och, zanikam, jak struna wyciągnięty ku pułapce oczu twych. Zali nie stworzysz mnie znów, na powrót, potężniejszego niźli Tytani, czyściejszego niźli ścięte jajeczne białko? O, jakżebym mógł nie zanurzyć się i nie utonąć w hojnej supermasywności twych oczu. Po cóż innego żyć, jeśli nie dla tej turmy ambrozjańskiej, gdy wszystko inne — nienawistne i wstrętne! Ssij i wysysaj mię, o Gravis!…
. .
jakiż to chłopiec piękny i młody? jakich to czerni źrenica?
nagle gwizdnęło, nagle świsnęło — została jeno dziewica.
. .
Śledztwo policjantów z Zespołu Zdarzeń Dziwnych doprowadziło do zatrzymania 34-latki z warszawskich Powązek, podejrzanej o śmiertelne wysysanie swoich partnerów za pomocą czarnych dziur umieszczonych w jej źrenicach. Jak się okazało, zajmowała się tym procederem od ponad roku i ma na swym koncie co najmniej jednego denata. W trakcie zatrzymania twierdziła, że to pomyłka, próbowała jednak zassać funkcjonariuszy, którzy na szczęście zdążyli założyć hełmy-niewidki. Wykonany w areszcie pomiar przyrostu słojów tłuszczu zatrzymanej zaświadczył jednoznacznie o gwałtownym wzroście masy, równym jednemu dobrze wypasionemu mężczyźnie. W wyniku badania kobieta przyznała się do winy. Jak mówiła w trakcie przesłuchań, powodem jej nietypowego zachowania była fascynacja ciałami astralnymi spod klubu Koziorożec. Za nielegalne używanie silnego pola grawitacyjnego do celów erotycznych grozi jej dożywotnie uwięzienie w studni potencjału.
Wiemy wszyscy, że intensywność i jakość naszych relacji silnie zależy od tego, jak gładko, młodo i zdrowo wyglądamy; można nawet pokusić się o stwierdzenie, że istnieje silna odwrotna korelacja między jakością siatki naszych znajomych, a siatką zmarszczek na naszych buziach. Toteż dziś kilka rad od wuja Freda, co się nie marszczy.