Jadem cieczesz, vontrompko, zamiast miuościom emanowaci, Toż to wyalienowane pracowniki biedne, jak kużde inne. Jak takie bidaki z makdonalda, które udają, że ich życiowym powołaniem jest zapodawać ludności gówno w bułce, a w istocie to chciałyby być zupełnie gdzie indziej, dajmy na to, odbierać fellatio na Ibizie od kogo tam se w swych fantazjach obrazują.
@loghos: przejrzałem wywiad z panią Hatalską w piśmie reklamowym pt. Wysokie Obcasy – i myślę, że z tą alienacją to takie wishful thinking. jest gorzej.
@vontrompka
Nie stoję o panią Hatalską (cokolwiek ona je), alem swego czasu napieprzał cegłą o cegłę w dwóch takich firmach (po kolei, nie na raz, bo bilokację opanowałem dopiero niedawno) i nie byłem tamój jedynym, który musiał w kółko pod nosem murmutać “żadna praca nie hańbi, trzeba zarabiać na życie” – i próbować w to uwierzyć. Na szczęście się nie udało. Jest to oczywiście dowód anegdotyczny, aliści nie bardzo chce mi się wierzyć, że trafiłem w jakieś wyjątkowo wyjątkowe pod tym względem miejsca. Było tam parę okazów zoologicznych, które z chęcią i entuzjazmem wołały “Amway, Amway!” i pogwizdywały pod nosem hymn korporacyjny. ale to były wyjątki wśród czarnego luda, ponuro pozierającego spomiędzy kożucha włosem na wierzch (lub lnianej kalety), a przyczesanej grabiami czupryny.
Nota bene, wciskanie ludziom gówna z etykietką “esencja złota i różanego aromatu” nie jest wyłączną domeną branży reklamiarskiej, reklama jest raczej objawem (jednym z wielu) niż istotą problemu, polegającego na tym, że ludzie mają imperatyw (to taki ptak, jak wiadomo) do wciskania innym ludziom kitu i permanentnego wkurwa, że ktoś im wciska/usiłuje wcisnąć kit. Taka karma, panei. I sorry za komeć pod komciem.
Jeszcze jeden komeć pod komciem, zdarza się. Wef każdem razie łatwo dopatrywać się za wszystkim, co nieładnie pachnie, Strasznego Zua. Ale życiowa szarzyzna w odróżnieniu od epiki ma to do siebie, że zazwyczaj nie chodzi o Wielkie, Straszliwe Zuo, tylko takie zupełnie małe i śmierdząco trywialne – koniunkturalizm, indolencję, bezmyślność i brak higieny osobistej.
@loghos, no więc, ja o tym małym, szarym Zuu. co do wciskania Kitu – zgoda; przy czym największym kitem, jaki zwykle wciskamy, jesteśmy my sami, sprzedając się różnym pracodawcom czy klientom. ale to nie o tym piosenka: ona już bardziej o wektorze Samozadowolenia, którym promieniują (choćby wbrew własnemu pogniecionemu Wnętrzu) liczne Jednostki.
wybucham po godzinach
i coś się we mnie spina
gdy dowiaduję się
że gnój pierdolony, nierób i włazidupa ma jebany dwójkę na czele pięciocyfrowej pensji…
Trochę lata 90.
a trochę nie.
status quo
Jadem cieczesz, vontrompko, zamiast miuościom emanowaci, Toż to wyalienowane pracowniki biedne, jak kużde inne. Jak takie bidaki z makdonalda, które udają, że ich życiowym powołaniem jest zapodawać ludności gówno w bułce, a w istocie to chciałyby być zupełnie gdzie indziej, dajmy na to, odbierać fellatio na Ibizie od kogo tam se w swych fantazjach obrazują.
znowu słowa. a bendom tu kiedys gołe baby ?
@loghos: przejrzałem wywiad z panią Hatalską w piśmie reklamowym pt. Wysokie Obcasy – i myślę, że z tą alienacją to takie wishful thinking. jest gorzej.
tak, goue baby som dobre dla gospodarki
@gołe baby: już chyba były. jedną ostatnio wyhaczył pan Mareczeck.
upuścił
@vontrompka
Nie stoję o panią Hatalską (cokolwiek ona je), alem swego czasu napieprzał cegłą o cegłę w dwóch takich firmach (po kolei, nie na raz, bo bilokację opanowałem dopiero niedawno) i nie byłem tamój jedynym, który musiał w kółko pod nosem murmutać “żadna praca nie hańbi, trzeba zarabiać na życie” – i próbować w to uwierzyć. Na szczęście się nie udało. Jest to oczywiście dowód anegdotyczny, aliści nie bardzo chce mi się wierzyć, że trafiłem w jakieś wyjątkowo wyjątkowe pod tym względem miejsca. Było tam parę okazów zoologicznych, które z chęcią i entuzjazmem wołały “Amway, Amway!” i pogwizdywały pod nosem hymn korporacyjny. ale to były wyjątki wśród czarnego luda, ponuro pozierającego spomiędzy kożucha włosem na wierzch (lub lnianej kalety), a przyczesanej grabiami czupryny.
Nota bene, wciskanie ludziom gówna z etykietką “esencja złota i różanego aromatu” nie jest wyłączną domeną branży reklamiarskiej, reklama jest raczej objawem (jednym z wielu) niż istotą problemu, polegającego na tym, że ludzie mają imperatyw (to taki ptak, jak wiadomo) do wciskania innym ludziom kitu i permanentnego wkurwa, że ktoś im wciska/usiłuje wcisnąć kit. Taka karma, panei. I sorry za komeć pod komciem.
Jeszcze jeden komeć pod komciem, zdarza się. Wef każdem razie łatwo dopatrywać się za wszystkim, co nieładnie pachnie, Strasznego Zua. Ale życiowa szarzyzna w odróżnieniu od epiki ma to do siebie, że zazwyczaj nie chodzi o Wielkie, Straszliwe Zuo, tylko takie zupełnie małe i śmierdząco trywialne – koniunkturalizm, indolencję, bezmyślność i brak higieny osobistej.
Łech, coś się bessęsu spiąłem. w sumie też ich, kurwuf nienawidzę
@loghos, no więc, ja o tym małym, szarym Zuu. co do wciskania Kitu – zgoda; przy czym największym kitem, jaki zwykle wciskamy, jesteśmy my sami, sprzedając się różnym pracodawcom czy klientom. ale to nie o tym piosenka: ona już bardziej o wektorze Samozadowolenia, którym promieniują (choćby wbrew własnemu pogniecionemu Wnętrzu) liczne Jednostki.
Pana Vontrompkę razi promieniowanie z pogniecionego Wnętrza? :)
napisałem “wbrew Wnętrzu” i nie napisałem “razi”, więc niech Pani czyta uważniej. żeby raziło, to musiałoby, hoho, mieć Moc.
musiał ja sprawdzić “putto” w wyszukiwarce.
a poza tym, to bardzo fajny wiersz i powinien być napisany, a nie narysowany.
nie rysuje się wierszuw, ej.
wybucham po godzinach
i coś się we mnie spina
gdy dowiaduję się
że gnój pierdolony, nierób i włazidupa ma jebany dwójkę na czele pięciocyfrowej pensji…
taka tam poprawka.