ominąłbym miasteczko B, ale kolano zakwiliło cichutko: „zostańmy tu, proooszęęę, albo pożałujesz, złamasie”. pokuśtykałem zerkając za noclegiem i trafiłem na kwaterę „Narcyz”. „o, coś dla Mnie”, pomyślałem. drzwi otworzył czerstwy sześćdziesięciolatek z guzkiem wielkości kukułczego jaja na czole i bystro lustrującymi, niebieskimi oczkami. „z pościelą?” „mam śpiwór.” „pokój mam niegotowy.” „nie szkodzi.” „no, to z pościelą trzydzieści, jak panu odpowiada, to zapraszam”. żwawo skierował się w głąb, ja za nim, ale na schodach syknąłem, prawą nogą nie dało się wchodzić. „a wcześniej bolało?” – spytał, otwierając drzwi pokoju, a ja szybko przewinąłem w głowie „Sumatra, skuter, upadek, stopa lewa, pęknięcie, przeciążenie prawej, no i” uznawszy, że opowieść pełnymi zdaniami przekroczy potencjał percepcji gospodarza, mruknąłem coś i pozwoliłem mu mówić. „jaglanka! panie, ja-glan-ka. to najlepsze na stawy, jak bolą, albo chrupią. polskie złoto, jak to mówią nasi zielarze. trochę trzeba ugotować i działa jak nic.” „ale co, wcierać?” – spytałem głupio. „nie, no, panie, gdzie wcierać”, zaśmiał się, „jak by to miało tam w te kości i chrząstki, nie no. jeść, normalnie. bierze pan” – tu wziął w rękę szklankę ze stołu – „o tyle – gdzieś jedną trzecią i zalewa pan wodą, o tyle” – siadłem na łóżku, bo nie miałem już sił, on stał nade mną i mówił – „bo wiadomo, jaglanka bierze wodę jeden do dwóch, gryczana no i ten tego. najlepsza, mówię panu, Żydzi to jedzą i dlatego takie niby chude, ale żwawe, ha ha. i do tego, dla smaku, wie pan, daje pan, przykładowo, trochę wegety i cebulkę pokrojoną – ale nie zasmażać, bo to rakotwórcze! – i, o, można jeszcze trochę tych, no, skwarek, albo kiełbaski drobniutko skrojonej – i to pan gotuje. tylko nie na mleku! bo tam laktoza, a to też rakotwórcze!” – wytrzeszczył na mnie oczy, i nie wiem, czy to możliwe, ale guzek na jego czole wytrzeszczył się też – „bo komórki rakotwórcze się żywią laktozą, każdy ma jakieś takie komórki, ale jak pije mleko, to one od tego rosną. no i ja tak zimą jaglankę przez dwa miesiące, co drugi dzień, żeby odmiana była, i mówię panu, nic nie boli, o tu jedno” – przykucnął na lewe kolano, strzeliło – „ale poza tym nic, zupełnie. bo powiem panu, że tam” – wskazał głową telewizor – „to kłamią, oszukują, nic, te reklamy, te środki, te leki, co tam mówią, nic niewarte. tu tak ostatnio mówili w telewizji Trwam, że wszystko tam oszustwo, że oszukują dla kasy i tyle. i nawet jeden rabbi z Nowego Jorku się przyznał, że oszukują, widzi pan, jacy to oni. także, jaglanka, pan je jaglankę i będzie. a zaraz żona przyjdzie i panu tę pościel da.” – i wyszedł.

przyszła żona. żona? mogłaby być jego córką. lekko tatarskie rysy, czarne włosy związane z tyłu w krótki ogonek. prostą kreską zarysowana szczęka, figura drobna, ale bardzo zwarta, podkreślona przez troszkę zbyt krótką szyję, albo ciut zbyt szerokie ramiona. do tych czarnych włosów niebieskie oczy, co mnie tym bardziej, że może jednak córka. no, właściwie, piękna. „Mira Kubasińska” – wyrwało mi się. „słucham?” „pani jest bardzo podobna do Miry Kubasińskiej” „do kogo?” „Breakout, zespół, śpiewała tam”. po jej twarzy widziałem, że coś zadzwoniło, ale nie wiadomo czyja komórka. „nieważne” – wycofałem się, uśmiechając, ona też się uśmiechnęła, poprawiła opadający kosmyk. „to skąd pan przyszedł?” rozłożyłem mapę na kolanach i pokazałem: „z A.” pochyliła się nade mną. „ile czasu?” „osiem godzin, nienajlepiej, przez to kolano…” „no, siedem, to jest dobrze” – musnęła dłonią szlak na mapie, tuż obok mojej ręki. „to co, przynieść panu tej jaglanki?” – spytała patrząc mi w oczy. zmieszałem się – „nie no, wie pani, nie mogę się dwa miesiące kurować, jutro muszę dalej, tu mam taką Maść®, posmaruję się i” „aha, Maść®” – pokiwała głową w zamyśleniu. „tak. no, trochę głupi pan jednak jest” – spojrzała, a w tym spojrzeniu widziałem trochę kpiny, o tyle, z jedną trzecią, i trochę więcej politowania, i skierowała się do drzwi. próbowałem coś dodać, wyjaśnić, ale nie zdążyłem.

do snu ukołysała mnie litania przodków Bożego Ojczyma płynąca z głośników miejskiego kościoła. o świcie kolano mniej więcej działało. wyszedłem z „Narcyza”, nie budząc gospodarzy.

 8 
  1. tak, to dobra Kasza jak dobrze zrobić (= bez kiełbasy i vegety oczywi. gdyż glutaminian też dziś oszukiwany, a nie autentyczny.)

    1
  2. tlon_uqbar

    do jaglanki najlepszy jest bigos. wstrząsany (nie zmieszany)

    2
  3. Te twoje opowiadanka niby nie są jakieś bardzo dołujące, a jednak jakoś często doła po nich mam.

    3
  4. @”wyszedłem z „Narcyza”, nie budząc gospodarzy.”
    a zapłaciłeś ??? 30 zł???

    Swoją drogą dobrze że ją spławiłeś, jak ja tam byłem to poprosiłem o tę jaglankę i zanim “Kubasińskiej” zdążyłem zdjąć stanik, zlazł ten “mąż” z pogrzebaczem i dał się udobruchać dopiero stówką, za którą pili do rana.

    4
  5. @makowski: GLUTAMINIAN KŁAMIE.
    @tlon_uqbar: wolę leczo (ręce, które).
    @Kot: magia ciekłokrystalicznego ekranu…
    @leniuch: po Twojej wizycie żądają z góry. a na ten pogrzebacz to akurat dałeś się nabrać, bo to był podgrzewacz, do butelek, trochę bez sensu, bo chłodne lepsze.

    5
  6. Pan też kolano?

    6
  7. ja ogólniej Noga, ale to inny temat chyba.

    7
  8. polecam jaglankę o tak (pyszna i super-zdrowa, tu Pan Narcyz miał rację) – proporcje mniej ważne niż kolejność wrzucania(wg pięciu przemian): do gotującej się wody dodać kurkumę, wsypać jaglankę (może być 1/3 szklanki, może być pół..), dodać pokrojonego banana, trochę masła, startego imbiru ile wola, szczyptę soli. Pokrojone jabłko, orzechy włoskie, rodzynki, suszone żurawiny, sezam, siemię lniane czy co się komu widzi, cynamon, garść płatków owsianych, trochę otrąb czy zarodków pszennych.. Już na talerzu dodać miodu, można też jogurtu, najlepiej naturalnego. jem cały sezon jesienno-zimowy i jakoś się nie nudzi… Rozgrzewa i pycha!! pozdrawiam!

    8

co Ty powiesz

filtr antyspamowy jest nierychliwy. wiem o tym.