po trzynastu godzinach tłuczenia się busikiem po zakorkowanej Jawie w pyle, pocie i spalinie dotarłem pod Gunung Bromo, wulkan taki. było w pół do pierwszej, kiedy kładłem się do łóżka, a trzecia, kiedy wstawałem: koło piątej wschód słońca, zdążyć, trzeba. zęby, spodnie, bluza, buty, plecak, ponczo. idę, pada, wieje. lekkie podejście, dogania mnie jakaś zjawa, koń z Tenggerem u boku, wchodzimy. nie, nie chcę wynająć konia, motorka, dżipa. podejście trochę stromsze, koń z człowiekiem wyprzedza, ja z zadyszką zostaję nieco z tyłu, nie na długo, dochodzę na postój koni, gdzie moknie ich już naście. idę dalej, latarką świecę przez ponczo, muszę wyglądać jak duch Fjorda Nansena, ponczo wiele nie daje, spodnie mam całkiem mokre, bluzę też. paręset metrów dalej kolejny warung. daleko jeszcze? oj, dwadzieścia minut i bedzie, dychnij sobie kapecke, panocku. decyduję się na kawę, z torebki, niedobrą, za to przy żywym ogniu. idę dalej, po schodach, potem po błocku. mija mnie Amerykanin, zamieniamy kilka wordsów, on sprężystym amerykańskim krokiem wspina się dalej, ja moim lichym polskim półślizgiem nieudolnie sunę za nim. po dwudziestu minutach dochodzę do asfaltu, hmm. nie, nadal nie chcę wynająć motorka. daleko? nie, panocku, ze dwadzieścia minutek. niebo jaśniejsze, latarka niepotrzebna, w końcu dochodzę do parkingu wynajętych dżipów. handelek, przekąski, pamiątki, czapki, kurtki do wynajęcia dla zmarzniętych. widzę punkt widokowy, tłum śniadych turystów, z białasów ja i Amerykanin, Tyler. w końcu – ten oszałamiający, niesamowity widok, po który jechałem i dla którego cały ten wysiłek.
(po lewej stożek Gunung Bromo, w głębi majestatycznie dymi Gunung Semeru).
chciałem wracać, ale Tyler mnie zmobilizował i poszliśmy już razem do Bromo, na szczyt. po pięciu godzinach byłem z powrotem, zdążyłem nawet zjeść lokalskie śniadanie i wskoczyłem w autobus, co powiózł mnie na Bali.
a co jeszcze widziałem, zobacz poniżej, klikając dowolne i potem lewo-prawo.
szczyt wszystkiego
i warto było
góralu czy ci nie żal…
@zet00: no.
@mareczeck: tak.
@makowski: nie.
rzeczywiście, warto było :-). Życzliwi na pewno sie ucieszą
Tak: niektórzy są Niereformowalni (piszę o Sobie, jak zwykle.)
to i tak w sumie wiecej niz my zobaczyłeś :) My na tym view poincie stalismy godzine i raz przez minute było troszeczkę czegoś zielonego za przemapścią widać a tak tylko mleko jak na zdjęciu. Jakby co jesteśmy w Ubud i jest całkiem fajnie, jak bys był w okolicy daj znać. pozdr
Fridtjof. majnejmyz Fridtjof.
no cóż nic dodać nic ująć…
jaka bez nadzieja