palca środkowego lewej ręki wewnętrzną skórkę lubię najbardziej obgryzać, lubię, jak potem krwawi i boli ten palec, i taki ten palec lubię dyskretnie pokazywać okolicznym osobom, licząc na współczucie, mając przy tym prawą rękę wolną do innych wobec nich działań, na przykład żeby pogłaskać. i umieram, z każdą minutą straconą i z każdą skórką obgryzioną, psuję się, jak ryba, od zębów, od głowy, chociaż takie mrożone tilapie filety nie mają głów, rodzą się acefalami i nigdy się nie psują, od razu zamarzają i maszerują sztywnymi trójkami do torebek z polietylenu. chyba mógłbym być tilapią, ale tymczasem mam głowę, twarz, ona się starzeje, marszczy i porasta skórą, co prawda nad nią wciąż infantylizują sterczące kołtuny, Keith Richards byłem tu, ale to tylko martwa tkanka, wytwór naskórka do wzmocnienia przetłuszczającej się samooceny. a czy połykając skórki uprawiam samojedztwo?
może odradzam się, uroboros, aż się po drodze wytracę i zużyję? bez obaw, masz lifetime warranty, ale pamiętaj, roczne rozliczenie na wieczne zbawienie, nim odwalisz kitę, pokaż księdzu PITę. a następnie proszę zachować deklarację aż do sądu ostatecznego, zabierasz do grobu dostępnego za zaliczeniem zero koma trzy, wtedy wiadomo, kremacja odpada, grabarz zaciera zmarzłe dłonie, na dłoniach zrogowaciałe skórki, które wieczorami przed telewizorem obgryza mu Bestia.
ale kiedy ja umieram cywilnie, na raty bez dodatkowych opłat, na szwach przetarty worek wesoło ożywionej materii podskakujący pod plandeką nieba. nie mam się czym denerwować, więc czemu. a może byśmy tak, najmilszy, wpadli na dzień do Garwolina? a ja ci nic nie odpowiadam i kciuka skórkę cierpką wcinam.