znaczek
kiedy byłeś bardzo mały, rodzice zapisali cię do klubu filatelistów. chcieli dla ciebie dobrze, a zresztą wszystkie dzieci zbierały wtedy znaczki i taka to była bez większej refleksji konforma. to było tak dawno; i od tak dawna ich nie zbierasz, pogubiłeś klasery, nie płacisz składek. z głowy ci się odkleiło i wypadło, aż trudno ci uwierzyć, że ktoś nadal je gromadzi albo gdzieś nalepia, że nadal kursują w ważnych sprawach, w, jak sądzisz, bezwiednych rytuałach, co jednoczyć miały ludzi. a przecież — gdy przypadkiem trafiłeś pod tamten sklep, źródło twych periodycznych ówczesnych radości, gdzie odbierałeś pakieciki z walorami — zdziwiłeś się, otóż dalej działa i prosperuje.
mówią ci — wypisz się, co im masz wisieć w rejestrze. przynajmniej nikt ci na grobie nie wykuje „zasłużony filatelista”, co śmieszne — mówią. ty odpowiadasz, że tę akurat sprawę masz w jednym z cielesnych otworów, którymi hojnie obdarzyła cię natura. a może to wcale nie obojętność i nie lenistwo przyciężkiego dupska, przyznaj się. może boisz się i ubezpieczasz. bo co, jeśli mimo zaniku papierowej korespondencji wciąż krzepki filatelizm będzie afunkcjonalnie olbrzymiał i pod pocztowym monopolem produkował coraz obfitsze i potworniej efektowne bloki i całostki, a ich płatami przykrywał kraj cały, rządzony sprawiedliwym stemplem Listonosza Wielkiego? wtedy w ząbek urwana kancera cywilna, wiesz o tym.
lęk i wątpliwość zostawiamy tobie. obojętność zastrzeżona jest nam. stawiamy przy tobie znaczek z datownikiem ostatniego dnia obiegu.