w Singapurze płacisz 500 lokalnych $ (x 2,5 = PLN) za jedzenie w metrze, za spanie pod blokiem 1000, za nieuzasadnione zatrzymanie ruchomych schodów 5000 (więc jeśli nie masz stuprocentowej pewności, że Twojemu dziecku wkręca się paluszek w taśmę poręczy, to być może w przyszłości nie poślesz go na studia), za żucie gumy to już nawet nie wiem, można tylko w celach leczniczych, z receptą, a import jest zabroniony.

natomiast nadal to Polska pozostaje jedynym znanym mi krajem, w którym sumiennie ściganą zbrodnią jest przejście na czerwonym. to trochę moja obsesja; może nigdy nie dostałem mandatu, ale zostałem stanowczo pouczony za krzywe przechodzenie na pasach, a taka rana bliźni się przez całe życie.


20140218-230855.jpg

z tym Lwowem to trochę nieścisłe, co prawda Singapur znaczy Miasto Lwa, ale symbolem jest pół-lew, pół-ryba (merlion), czyli też Warszawa, z drugiej strony. merliona jeszcze nie widziałem, ale mam za to zrastającą się Syrenkę z Dziecięciem.

zresztą był też inny polski akcent, w ogrodzie botanicznym siedzi bardzo gracki Szopę podarowany Singapurczykom przez bratni Naród Polski, zapewne niczego nieświadomy, więc niniejszym donoszę. podobno są gotowi przyjąć pewną liczbę Janów Pawłów.

 3 
  1. Co dopiero ja mam powiedzieć. Na trzy dni w roku przyjechałam do PL i dostałam. Ten mandat.
    Czy ma pan już koszulkę Singapore, a fine city?
    http://koszyczek.wordpress.com/2011/05/23/share-the-road/no_riding/

    1
  2. DocFurman

    A mnie z miejsca przypomniał się stary tekst Gibsona ‘Disneyland with death penalty”, kiedyś tam chyba w Wired drukowany. Czyli niewiele inaczej jak kilkanaście lat temu.

    2
  3. odruchowo nie zwracam uwagi na wesołe koszulki, ale teraz mam poczucie, że coś takiego padło na mą siatkówkę.

    Disneyland, właściwy, to dość ponure miejsce chyba, o czym upewnił mnie Banksy.

    3

co Ty powiesz

filtr antyspamowy jest nierychliwy. wiem o tym.