to był przełomowy moment w moim życiu: po tym, jak już starannie wykredkowałem ten obrazek, dowiedziałem się, że kobiecy cyc może wywołać dziwne reakcje. jako jedyny w klasie przedstawiłem syrenkę “w pełnej krasie” (niewiele później zetknąłem się z tym niepokojącym i pobudzającym wyobraźnię określeniem na ostatniej stronie jakiegoś periodyku – czy mógł to być Dziennik Ludowy? – gdzie w ostrym rastrze przedstawiono miss naturystów wybiegającą z mazurskiego jeziora), ku śmichom-chichom koleżków i koleżanek. wszyscy (wszyscy!) zasłonili ją tarczą! kompletnie na to nie wpadłem, przecież na herbie ona się nie zasłania… a więc, dowiedziałem się, że nawet to, co publicznie rzeczywiste, bywa wstydliwe i że można, a nawet trzeba, to transformować. to był wstrząs, powiedziałbym, że natury artystyczno-społeczno-erotycznej, przedłużony jeszcze, bo nielitościwa nauczycielka zadecydowała, by obrazek zawisł z innymi na ściennej wystawce. i wisiał tak, i wzbudzał wesołość… mój pierwszy wesoły rysunek nie ma daty, na moje oko to ręka niewprawnego pierwszoklasisty.