Siedząc przy stoliku na ulicy z moim sinym palcem wystającym z sandałów przypominam sobie pewną kobietę w innej kawiarni na innej ulicy, ale w tym samym mieście. Jasne proste włosy okalające twarz, niedbale elegancki ubiór; wciąż ładna, mimo jakichś sześćdziesięciu lat. Jej żywe oczy poszukiwały kogoś, wierciła się przy stoliku, w końcu nie wytrzymała, wstała – i wtedy zobaczyłem, że spod jej średnio długiej spódnicy wystaje proteza, niczym niezamaskowana sztuczna lewa noga, zakończona butem i skarpetką owiniętą wokół ostatniego stawu. Zadźwięczał jej radosny, wysoki szczebiot, gdy witała się z młodym chłopakiem – uczniem? kuzynem? – który w końcu przyszedł.
Była ponad panującymi regułami estetyki – albo obok nich – nakazującymi ukrywanie ułomności i braków, wolna i akceptująca siebie taką, jaką właśnie przyszło jej być. Nie było w niej buntu; zaimponowała mi spokojną niezależnością.
Naciski nieformalne, towarzyskie, społeczne, estetyczne budzą mój sprzeciw silniej niż formalny przymus stosowany przez władzę. Przeciwko przymusowi administracyjnemu można zamanifestować na ulicy, przeciwko towarzyskiemu przymusowi bycia na manifestacji zamanifestować jest trudniej. Ograniczonego ministra można olać, obrzucić tortem albo w końcu wybrać innego (podobnie ograniczonego, ale ładniejszego), ale jak sprzeciwić się słusznym i poprawnym, ale niezbyt błyskotliwym próbom wyśmiania owego ministra?
Rok temu manifestowałem razem z gejami, bo niezbyt rozgarnięty prezydent mojego miasta zabronił mi spaceru. Dziś na ten spacer nie poszedłem, bo coraz mocniej czuję, że walka z głupią władzą, objawiająca się w cyklicznych przemarszach, obronie zamykanych klubów, czytaniu chomiksu i noszeniu pomarańczowych bransoletek stała się towarzysko obowiązująca; stała się zachowaniem równie stadnym i bezrefleksyjnym, jak grupowe klepanie różańca na falach eteru. Przymus administracyjny popchnął mnie do marszu, przymus poprawności usadził mnie w krzesełku z kawą.
I popijałbym moją kawę z rosnącą satysfakcją, gdyby nie świadomość, że bunt przeciw regułom czy przymusom wiąże mnie z nimi tak samo, jak uleganie im. Mogę schować mój siny paluch pod plastrem. Mogę go ostentacyjnie pokazać. Ale mogę też o nim nie myśleć, i to chyba jest najtrudniejsze.
faceci w sandałach w mieście budza mój sprzeciw:D
a kto ustalił te reguły jak nie ty ?
zabawa polega na tym, żeby byc tam gdzie sie chce
nie znam grupy społecznej, w której np. pomaranczowa bransoletka byłaby przymusem, być moze ona istenieje tylko w twojej głowie, bo za dużo myślisz pijąc kawe :P
mój psychiatra mówi: dojrzałość polega na tym, ze możemy robic nawet to, czego chcą od nas rodzice
tak, N, pewnie tak. MOŻEMY. ale czy chcemy?
bo chodzi o uświadomienie sobie, jakie są źródła sprzeciwu, który się w nas budzi, a nie – zduszenie go, prawda?
pracuję nad uświadomieniem sobie tych źródeł, ale mam nadzieję, że samej gotowości do sprzeciwu nigdy nie stracę…
meteo -> no właśnie, popracuj nad uświadomieniem sobie źródeł Twojego sprzeciwu :p
lila -> przecież nie chodzi o przymus bezpośredni. Tylko o trynd pewien panujący.
Jedna z teorii mówi, że jak ktoś w okresie adolescencji sie porządnie nie zbuntował, to potem sie bez sensu całe życie buntuje ;)
w takim razie czemu nie wszyscy poddają się trendom ?
nie ma uniwersalnych prawd i zasad, wszytko co cie pcha i ciagnie w dól masz w głowie
ale ty i tak wiesz lepiej, wec sie nie bee tutaj wysilałs
lila -> jasne, że mam w głowie, skoro mnie to rusza, to znaczy że jest częścią mnie; nie wszyscy ulegają trendom, ale wszyscy są tym naciskom poddawani. staram się nie poddawać, ale cały czas odczuwam ten nacisk, no i on mi ciąży.
N -> bo ja wiem, czy bez sensu….
masz pecha
ja generalnie trendy olewam
ale moze to wynikac z mojej małej wiedzy ogólno społecznej, widzisz, ja zwyczajnie mam to w dupie, w sensie wszystko co mnie bezposrednio nie dotyczy
a po co?:)
czy to mnie sinije palec?:D
moim zdaniem bez sensu. Masz jakis przykład? Bo ja same co bez sensu ;)
Zapaliłam papierosa i wymyśliłam ze jednak jakies z sensem znajde. Bez sensu dla mnie oznacza chęc bycia w opozycji dla samego bycia w opozycji
nie wiem co jest gorsze udawać że to ważne i iść jak się nie chce, czy mówić otwarcie że się nie chce, za jedno i drugie można dostać po głowie, taki czas