Kiedy w gorący wieczór przez otwarte okno słyszę drącego się bachora, który mnie rozprasza, choć bardzo chcę się nad czymś skupić, moje pięści zaciskają się z lekka i powoli wzbiera we mnie bezradna złość. Rzucam pod nosem nieprzyjemnymi wyrazami, których ani on, ani jego rodziciele nie usłyszą, ale po chwili przychodzi refleksja: „Uspokój się. Odetchnij. Polub go. To on będzie zarabiał na twoją emeryturę”.
I uspokajam się, i zaczynam go nawet lubić.
Dzięki podobnym racjonalizacjom w elegancki sposób buduję w sobie równie pozytywne uczucia skierowane do przewodniej partii i jej satelitów. Czytam kolejną nabzdyczoną wypowiedź infantylnie skrzywionego wysokiego dygnitarza państwowego – i rzucam brzydkim słowem (którego nie usłyszy) grożąc że na długo! na zawsze! stąd wyjadę (co akurat ma w nosie). Ale zaraz uspokajam się myślą, że jeszcze przez – co najmniej! – trzy lata będę korzystał z niewysychającego, bo hojnym ślinotokiem z jego ust zasilanego, źródełka inspiracji.
I co gorsza, zaczynam się do niego, do tego dygnitarza, przywiązywać.
Patrzy na nas, bliski jak ojciec,
troska bruzdą czoło mu znaczy.
“Proszę, mówcie o sobie
i o swej pracy.”
Więc mówimy. I on mówi
prostymi, serdecznymi słowami:
“Towarzysze, gdy my rośniemy,
i Polska rośnie z nami.”
(Jan Koprowski, “Włókniarze u prezydenta”)
O to, to! Grek Zorba się kłania. To była piękna katastrofa. Jesteśmy ich pasożytami, towariszcz. I dawno nie było tak wdzięcznych żywicieli. Bez wkurwienia w sumie nie ma z kogo szydzić i pozostają mdłe żarciki salonowe. Ale martwić się nie musimy, głupota jest wieczna.
Pzdr.
przeciez TEN PAN robi to, o czym mowil przed wielkim naborem na stnowiska drugich po bogach… widzialy galy….
Nataan, ty chyba żartujesz.Miało być sprawnie, tanio, profesjonalnie. A jest tanio, prostacko i generalnie niesprawnie raczej.
Poza tym jakie to ma znaczenie, ja nie głosowałem na tych panów, wic nie muszę udawać, że jestem niezadowolny.
Kiedyś widziałam rękopis Sienkiewicza z własnoręczną notatką autora na marginesie: Herod to był wielki król…