“[…]ale ich krótka wymiana zdań posłużyła za fundament pierwszej drzewnej religii, która z czasem ogarnęła wszystkie lasy świata. Podstawowy dogmat owej wiary brzmiał: jeśli drzewo było dobrym drzewem, jeśli prowadziło życie czyste, przyzwoite i uczciwe, może być pewne przyszłego życia po śmierci. A jeśli było drzewem naprawdę dobrym, kiedyś dostąpi reinkarnacji jako pięć tysięcy rolek papieru toaletowego” (T. Pratchett, “Blask fantastyczny”).
a poważnie:
są od tego Badania.
ok. 5% populacji — jje Mięso; ale „nie akceptuje” wiedzy, że to Trupy.
i wnioski: reklamowanie Ubojni, Przetwórni, Producentów… np. Małym Żółtym Kurczaczkiem na Wielkanoc
albo Kogutkiem Zadziornym —
— na nich dziala.
że nie jedzą.
(czas jakiś).
więc — Głupota. handlowa.
mienso winno być tak przetworzone, by Trupa nie przypominało
więc żadnych tam oczek
raciczek
czy chrapek
bo to niesmaczne.
ale uśmiechać się musi
choćby szynką
(Loghos -> dobre, kiedyś w końcu muszę przeczytać tego Pratchetta)
Ech, a jakbyś, drogi vontrompko chciał przetworzyć homara, langustę, kraba, ślimaka i inne najprawdziwsze delicje tak, by nie przypominały trupów tego, czym były z życia? :) O ile wszystkie wymienione rzeczy jadam z wielką rozkoszą, ilekroć mam okazję (to znaczy ilekroć znajduję się w miejscu, gdzie bez umysłowych wygibasów jestem w stanie przyjąć, że są świeże), to np. “pasty ze ślimaków” czy “kotlecika siekanego z homara” nie wziąłbym do ust – choćby dlatego, że miałbym wątpliwości co do surowców. Np “paluszki krabowe” czyli sprzedawane u nas w sklepach surimi jest sporządzane z mięsa białych ryb, co w sumie nie jest jakąś tragedią, a le z “krabowością” nie ma wiele wspólnego, zwłaszcza w smaku. z pastą ze ślimaków lub kotletami z homara może być zatem jeszcze gorzej. Wolę spożywać ślimaki, które wyglądają toczka w toczkę jak pieczone lub duszone truchła ślimaków. Z homarami podobnie.
Jeszcze z innej strony patrząc, trudno sobie wyobrazić, że ktoś, kto rozróżnia antrykot od ligawy, polędwicy, łopatki, pręgi i tp., nie zdawał sobie sprawy, że wkrótce będzie spożywał zamordowaną bez litości krówkę.
No i ratki przydają się niekiedy w kuchni :D A galareta z nóżek jest właściwie podpisana. Nie mówiąc już o flakach wołowych, których nazwa chyba dosadniejsza być nie może, nie jest nawet złagodzona, jak niezrozumiałe – być może dla kogoś – cynaderki :D
No ale cóż, niewiernych i heretyków też zabijało się dla ich własnego dobra, więc czemu kogut miałby być nieszczęśliwy, kiedy został dobroczynną i zbawienną kostką rosołową, prawdziwy męczennik, który wie, dla jakiego wyższego dobra się poświęca :D
Właśnie wpadłem na pomysł kampanii społecznej – afgańskie dzieci roześmiane wznoszą ręce ku niebu, a do tego podpis: “Uncle Sam gimme more your bombs!” :P Bo czemu nie :D
“[…]ale ich krótka wymiana zdań posłużyła za fundament pierwszej drzewnej religii, która z czasem ogarnęła wszystkie lasy świata. Podstawowy dogmat owej wiary brzmiał: jeśli drzewo było dobrym drzewem, jeśli prowadziło życie czyste, przyzwoite i uczciwe, może być pewne przyszłego życia po śmierci. A jeśli było drzewem naprawdę dobrym, kiedyś dostąpi reinkarnacji jako pięć tysięcy rolek papieru toaletowego” (T. Pratchett, “Blask fantastyczny”).
always look on the bad side of life
la la la :)
a poważnie:
są od tego Badania.
ok. 5% populacji — jje Mięso; ale „nie akceptuje” wiedzy, że to Trupy.
i wnioski: reklamowanie Ubojni, Przetwórni, Producentów… np. Małym Żółtym Kurczaczkiem na Wielkanoc
albo Kogutkiem Zadziornym —
— na nich dziala.
że nie jedzą.
(czas jakiś).
więc — Głupota. handlowa.
mienso winno być tak przetworzone, by Trupa nie przypominało
więc żadnych tam oczek
raciczek
czy chrapek
bo to niesmaczne.
ale uśmiechać się musi
choćby szynką
(Loghos -> dobre, kiedyś w końcu muszę przeczytać tego Pratchetta)
Ech, a jakbyś, drogi vontrompko chciał przetworzyć homara, langustę, kraba, ślimaka i inne najprawdziwsze delicje tak, by nie przypominały trupów tego, czym były z życia? :) O ile wszystkie wymienione rzeczy jadam z wielką rozkoszą, ilekroć mam okazję (to znaczy ilekroć znajduję się w miejscu, gdzie bez umysłowych wygibasów jestem w stanie przyjąć, że są świeże), to np. “pasty ze ślimaków” czy “kotlecika siekanego z homara” nie wziąłbym do ust – choćby dlatego, że miałbym wątpliwości co do surowców. Np “paluszki krabowe” czyli sprzedawane u nas w sklepach surimi jest sporządzane z mięsa białych ryb, co w sumie nie jest jakąś tragedią, a le z “krabowością” nie ma wiele wspólnego, zwłaszcza w smaku. z pastą ze ślimaków lub kotletami z homara może być zatem jeszcze gorzej. Wolę spożywać ślimaki, które wyglądają toczka w toczkę jak pieczone lub duszone truchła ślimaków. Z homarami podobnie.
Jeszcze z innej strony patrząc, trudno sobie wyobrazić, że ktoś, kto rozróżnia antrykot od ligawy, polędwicy, łopatki, pręgi i tp., nie zdawał sobie sprawy, że wkrótce będzie spożywał zamordowaną bez litości krówkę.
No i ratki przydają się niekiedy w kuchni :D A galareta z nóżek jest właściwie podpisana. Nie mówiąc już o flakach wołowych, których nazwa chyba dosadniejsza być nie może, nie jest nawet złagodzona, jak niezrozumiałe – być może dla kogoś – cynaderki :D
dlatego właśnie, szanowny loghosie, owe frutti budzą u wielu tak nieprzezwycięzone obrzydzenie…
No cóż, pozostaje mi ich żałować :D
No ale cóż, niewiernych i heretyków też zabijało się dla ich własnego dobra, więc czemu kogut miałby być nieszczęśliwy, kiedy został dobroczynną i zbawienną kostką rosołową, prawdziwy męczennik, który wie, dla jakiego wyższego dobra się poświęca :D
Właśnie wpadłem na pomysł kampanii społecznej – afgańskie dzieci roześmiane wznoszą ręce ku niebu, a do tego podpis: “Uncle Sam gimme more your bombs!” :P Bo czemu nie :D
[…] dulce et decorum est pro rosół mori […]