Gdy w dyskusji zawodzą argumenty, w ostateczności, jeśli tylko jest się silniejszym (czy też – uważa się za silniejszego), można dać w ryja. Albo chociaż dać do zrozumienia, że ryj może zaboleć. A właściwie nawet i tego nie trzeba, wystarczy, że druga strona ma taką możliwość gdzieś wyraźnie zanotowaną w głowie. Taka zinternalizowana wiedza doskonale ułatwia komunikację i upraszcza relacje. Ktoś uważający się za słabszego będzie bardziej pilnował się w rozmowie, nie tak zdecydowanie bronił swoich racji, nie tak ochoczo realizował swoją wolę. Raczej czasem cicho ustąpi, zamilknie, odpuści. Albo nawet nie pojawi się w jego głowie świadoma myśl, że ta druga, silniejsza strona działa wbrew jego interesom. Siła fizyczna wirtualizuje się wtedy, pozostając jedynie obietnicą (groźbą) pokrytą przez zwyczaj i prawo, tak jak wirtualny pieniądz musi mieć pokrycie w różnych dobrach.
Wyobraźmy sobie świat, w którym przypadkiem to kobietom, a nie mężczyznom, geny zafundowały większą masę mięśniową i mocniejsze kości, pozostawiając inne pozostałe cechy związane z ciałem – i niech taka sytuacja trwa od zawsze, a nie jest efektem jakiejś nagłej zmiany ze stanu obecnego. W takim świecie cała kultura i relacje społeczne zostałyby zbudowane przy takim właśnie założeniu: to kobieta jest silniejsza. Sytuacja, którą obecnie znamy, odwróci się całkiem. Doświadczenie jednostki (w skali życia) i doświadczenie społeczeństw (w skali tysiącleci) będzie wskazywało, kto ma przewagę i komu należy ustępować. A mężczyźni będą mieli wbite do głowy, że kobiety nad nimi dominują. Poserfujmy po kanałach tv w takiej wyimaginowanej cywilizacji. Co słyszymy?
“Kochanie, to była cudowna noc. Nie miałem orgazmu… to nic… tak cudownie jest się do ciebie przytulić.”
“Ten puszczalski zdzir spał już z połową zarządu. Myśli sobie, kurew jeden, że za parę minet go awansują…”
“Napięte mięśnie bokserki, mokre od pachnącego estrogenem potu, drżały już, by zadać rywalce kolejny morderczy cios. Niestety, szybka kontra – i knock-down naszej reprezentantki… A teraz przenieśmy się na moment, zobaczmy, jak radzą sobie nasi pływacy synchroniczni.”
“Czy przewodnicząca Peerel molestowała swojego asystenta?” (“czy jest matką jego dziecka” – no to już jednak nie…)
“No tak, facet za kierownicą, do garów dziadu, albo się pobaw swoim dżojstikiem, może się biegi nauczysz zmieniać!”
“The moment I wake up / Before I piss and shave up / I say a little prayer for you / While gelling my hair, now / And wondering which socks to pair, now / I say a little prayer for you…. zaśpiewał dla państwa Arnold Franklin…”
“Jak uczyła Pani Maria Magdalena: trzeba siać, siostry i bracia. W imię Matki i Córki i Duszy Świętej. Amen”
itd. itp.
spokojnie, panowie… to rojenia jeno.
Możemy się z wyrozumiałym uśmiechem poklepać po mięsistych brzuchach i z dobrze schłodzonym piwem rozsiąść się w fotelach, wygodnie. To jednak raczej nie nad nami wisi ta instancja ostateczna – cios w nos, i raczej nie my będziemy drżeć, choćby podświadomie. Nasza niezbywalna i ugruntowana przewaga kładzie kres rojeniom feministek o zburzeniu świętej równowagi nierówności. My mamy prawo i obyczaj za nami, a za prawem i obyczajem – gołą pięść. Jak najbardziej fizyczną, a jak trzeba, to i meta-. Gott mit uns, po to Go w końcu zrobiliśmy mężczyzną.
a propos :) http://www.youtube.com/watch?v=36iNMV3_E8s
w ramach współczucia dla płci słabszej od dzisiaj przestaję ćwiczyć na sali gimnastycznej. obym szybko stał się słabszy od wszystkich (albo większości) kobiet. Boska istoto kobieca, pomóż mi!
w łaskawości swej pomogę Ci.
:-))))
zastanawiam się, czemu uczucie, że cios we własną mordę jest realną możliwością wiążesz z płcią jaką się posiada. przecież każdy (prawie?) facet też spotyka innych facetów silniejszych od siebie, no i dla niego realność stłuczenia facjaty jest nie mniejsza niż w przypadku gdyby był kobietą. no, ano, może czasami jeszcze większa.
to proste:
faceci między sobą nie wchodzą (zazwyczaj) w tak bliskie relacje, jak mężczyzna z kobietą. Hamulce najłatwiej puszczają tam, gdzie jest bliskość (większość morderstw popełnia się w bliskich relacjach, np. rodzinnych). W większości wypadków mężczyzna jest silniejszy od kobiety. To chyba dość skuteczna determinanta relacji, nieprawdaż?
A w relacjach między facetami sprawy działają podobnie, tylko że zazwyczaj nie są tak bezpośrednie, mocniej kryją się w stroju konwenansu, bo działa większy dystans. W każdym razie od pewnego wieku chłopcy przestają się wyzywać na solówy…
he, a jak to się ma do obrazka poniżej? tej lasi z iraku znaczy?
…
ale co, przyłożyła ci jakaś baba?!
heh przeczuwam, że w końcu przyłoży..
aaa co do lasi, patrz pierwszy komentarz norbiego powyżej… de-ge-ne-ra-cja ;)
o! weszłam tu sobie przypadkiem. widziałam już kilka wpisów z tego bloga – a to jest pierwszy wpis niepolityczny z którym się całkowicie zgadzam (bo od niektórych innych wywracało mi flaki w środku)