Drogi Romanie,
jak wiem, walczysz z zaangażowaniem o to, żeby polska rodzina była tradycyjna, katolicka i wielodzietna. Jak wszyscy, doceniam Twoje szczere starania, niestety, dostrzegam, że póki co skuteczność Twoich działań jest dość nieznaczna. Ludzie z jakichś powodów nie chcą spędzać wieczorów wspólnie śpiewając „Prząśniczkę”, szydełkując patriotyczne makatki, otoczeni czeredką siedmiorga pociech. Mają inne cele i inne pomysły na życie. Mnie też martwi ich wyuzdane, materialistyczne rozpasanie, drogi Romanie, dlatego też postanowiłem do Ciebie napisać.
Żebyś mógł działać skutecznie, musisz przede wszystkim pozbyć się pewnych mitów i uprzedzeń, powtarzanych wszędzie wokół bez głębszej refleksji. Publicyści, badacze i zwykli ludzie twierdzą, że Polacy nie chcą płodzić dzieci, bo nie czują się pewnie na rynku pracy, nie wiedzą, czy będą w stanie zapewnić dzieciom właściwy start itp. Trzeba w końcu jasno powiedzieć: to jest bzdura! Spójrz na kraje bogate: nigdy w historii świata ludziom nie żyło się tak dobrze, jak ich mieszkańcom. Społeczeństwa są rozwarstwione, start nierówny – zgoda. Ale nikt nie umiera z głodu! A ludzie nie chcą się tam mnożyć. Dlaczego?
Postawmy, Romanie, tezę całkowicie przeciwstawną temu, co się powszechnie mówi: otóż ludzie nie mnożą się, bo czują się bezpiecznie! Bo wierzą, że na starość są zabezpieczeni emeryturą, bo ufają temu systemowi – obserwując życie swoich dziadków i rodziców, otrzymujących odpowiednie świadczenia. Istotą sprawy jest więc nie powszechnie poruszany brak bezpieczeństwa – ale raczej nieuświadamiany jego nadmiar. Ludzie są więc pozbawieni zasadniczej motywacji do powiększania rodziny, która kierowała ludźmi w dawnych wiekach – konieczności zabezpieczenia się na starość. Po cóż wkładać mnóstwo energii w stworzenie, wykarmienie i wychowanie gromady dzieci, które przecież i tak nie będą musiały składać się w przyszłości na utrzymanie rodziców? Wystarczy jedno, maksymalnie dwójka, zaspokajające podstawowy instynkt przetrwania. Ludzie działają racjonalnie, Romanie.
Mamy więc tezę, czemuż więc nie spróbować wykorzystać jej w praktyce? Jak? To bardzo proste – należy zlikwidować system emerytalny! Zamknąć ZUS, przestać wypłacać emerytury! To spowoduje natychmiastowe przeorientowanie strategii przeżycia tych, których nie będzie stać na dobrowolne zbieranie oszczędności na starość – czyli zdecydowanej większości. Pomijam już tak oczywiste zyski, jak znaczące obniżenie kosztów pracy, a więc w konsekwencji ucieczkę kapitału z przereklamowanych Chin do mlekiem matek płynącej Polski. Przede wszystkim zrealizujesz jednak program swojej partii: stworzysz społeczeństwo rodzin wielodzietnych.
Tu, Romanie, chciałbym Cię przestrzec przed właściwym Twojej partii brakiem subtelności w działaniu. Jakakolwiek próba zmiany ustawodawstwa, choćby nawet publiczne przyznanie się do takiego programu, spowoduje automatyczne, z-dnia-na-dzień wyparowanie Twojego i tak niezbyt licznego elektoratu. Oczywiście, cele przyświecałyby Ci szczytne, ale Twoi w większości leciwi wyborcy kalkulują raczej w perspektywie miesięcy, może lat, na pewno nie pokoleń, więc mogą nie docenić Twojego śmiałego przedsięwzięcia. Proponuję więc podejście bardziej wyrafinowane: działaj jak Konrad Walenrod! Twoi ludzie słyną z całkowitego braku kompetencji połączonego z dużą pewnością siebie przy realizowaniu swoich dyletanckich posunięć. Upiecz więc dwie pieczenie na jednym ogniu – postaraj się zdobyć dla niech możliwie wiele kluczowych posad w Ministerstwie Pracy i ZUSie. A potem spokojnie usiądź nad brzegiem Wisły i poczekaj. Trupy emerytów już wkrótce przepłyną. Bo wiesz równie dobrze, jak ja, że Twoi ulubieni krótko ostrzyżeni młodzieńcy są w stanie rozłożyć na łopatki dowolną organizację w dość krótkim czasie… System przestanie działać, ludzie stracą do niego zaufanie, zaczną szukać innych rozwiązań. Nietrudno zgadnąć – jakich. A winą zawsze można obarczyć niedobrych koalicjantów.
Romanie, myślę, że za moją poradę należy mi się buziak. Taki głęboki, jak lubisz.
z wyrazami,
v.