(alternatywnie: virginia slims)
…albo spowiedź dziesięciu weków.
No, pięciu.
Wiedźma Natka (kliknij, a Lajkonik będzie z tobą, wpisz komentarz, a marcepanowy strażak zagra “Hey Now” specjalnie dla ciebie) wskazała mnie swym krogulczym paluszkiem, a ja – choć w łańcuszki się nie bawię, to nie jestem władny wiedźmie odmówić. Pozostaje mi, biednemu, jedynie ujawnić te pięć żądanych zdań prawdy. Pięć faktów, o których nie wiecie. Z głębokim westchnieniem odkrywam się więc – a mówię w końcu o tym, jak przez wieki stawałem po niewłaściwej stronie. Zatem chronologicznie.
Jak się domyślacie to nie ja byłem tym, który z Nim zasiadł w raju… to ten lizus, wykadrowany po prawej. Przyjmuję wyrazy współczucia.
1929, Moskwa. Chwilowo bryluję na szczycie. Za pięć lat – pierwszy pożarty przez rewolucję (hope you guess my name…).
Kwiatki-sratki. Czterej dżentelmeni wyślizgali mnie zaraz po wyjściu z lotniska. Powiedzieli, że okaryna nie pasuje do gitar. Głupcy. A dzięki mnie mogli zrewolucjonizować muzykę.
Coś tam podpiszemy, potem przejedziemy czołgami. Ale ten się śmieje…
Piękna kariera u boku – w zasięgu ręki. Tej ręki. Była. Nie ten koń, znaczy, biskup.
To było pięć tajnych a sensacyjnych faktów o vontrompce. Szczerych i wiarygodnych.
A w ramach typowej dla siebie działalności destrukcyjnej urywam łańcuszek w tym miejscu.
Stay tuned.