być może warto by rozważyć przywrócenie pewnych standardów higieny. być może, gdy po warungu pomyka hożonogi szczur, a obsługa reaguje na to dobrotliwym i wyrozumiałym śmiechem, nie przerywając siekania kapusty i oddzielania kurzego mięsa od kości i much, należy grzecznie zrezygnować z zamówienia i pójść gdzie indziej. być może trzeba przestać pić herbatę mrożoną lodem wyprodukowanym na bazie okolicznych zdrojów, uzdatnionych sitkiem. być może trzeba wziąć się w garść, w końcu minąłem już półmetek, mentalnie będę się już zbliżał do Europy, macierzy kluczowych wynalazków higienicznych, takich jak nóż i widelec.
dziś zrobiłem pierwszy krok: niedojedzone wieczorem smaczne ciasteczka eksploatował karny batalion mrówek; jednak nie strzepnąłem i nie zjadłem.
bo jeszcze wczoraj brudnymi paluchami wpychałem sobie do ust maziowatego, śmierdzącego duriana, wcześniej rozebranego lokalnymi, z grubsza opłukanymi dłońmi, w warunkach dosyć odległych od aseptycznych.
durian w środku wyglądał jak grób nienarodzonych larw, które, kto wie, może przeobraziłyby się kiedyś w urodziwe motylice wątrobowe. prawda?
zalety samodzielnego podróżowania: masz całego duriana dla siebie.
wady samodzielnego podróżowania: cały durian, nawet niewielki, to dość dużo, więc robi ci się niedobrze i długo zioniesz jego czosnkawą wonią, wydatnie zwiększając szanse kontynuowania podróży samodzielnie, patrz zalety.