riviera

byłem na polskiej riwierze, właśnie teraz, kiedy jest jeszcze wyraźniej polska niż riwierska, kiedy kolory zwiędnięte czekają na nowy sezon, nowych ludzi. się zmienia, i to bardzo dobrze, że nowe blachodachówki, gipsogładzie i baumokostki, ale właśnie ta chęć bycia czymś więcej, tym resortem ze spa w villi, jest najbardziej wzruszająca. i szczera. ale czy kiedy kolory się rozwiną, a tłumy zafalują, będzie bardziej riwiersko? a może bardziej polsko? w każdym razie chyba jednak nieznośnie.

i rybitwy lubię tam bardzo. o rzucane im okruchy tłukły się jakoś bardziej refleksyjnie — wiadomo, święto zadumy.

jastarnia

oraz rozpad lubię. a rozpad i transformacja Kolebki naszej Wolności są tak efektowne, że nie wiadomo, co fotografować. gdzie obrócić głowę, tam formy, detale. tyle tego, że każde pstryknięcie staje się nudne. trzeba by się znów wybrać. i znów. jeśli Przewodnikom się nie znudzi.

właściwy sprzęt ochronny - gwarancją bezpieczeństwa pracy. stosuj zasady BHP. stocznia gdańska

uwaga! suwnica. stocznia gdańska

chociaż przecież znów będzie słońce. i dwa serca. to taki pozytywny akcent ze Stoczni.

stocznia gdańska

trzy zdjęcia nadmorskiej przygasłości już wrzucałem na Raza, dla porządku: raz, dwa, trzy.

doceń towarzystwo w windzie. samotnością nacieszysz się w grobie. oferta nie dotyczy grobów masowych.

jak chronić mózg przed nieskończonością? badania socjologiczne wskazują, że nieskończoność kończy się rozpaczą, zniechęceniem, a nawet autorefleksją. tak, a to szkodliwe dla gospodarki i dla cery. metody naszych babuń i dziaduniów - alkohol, rodzina i religia - już chyba nie wystarczają. dokładnie. ale są nowocześniejsze zamienniki - kariera, pornografia, śmieszne obrazki w sieci. ha ha ha ha co to, słyszał pan? widownia na blogu obok, chyba ktoś narysował coś śmiesznego

propaganda, pan pogarda, panpogarda

Bożenie, pobożnej żniniance żwaw Breżniew nadużył leżanki. Użyźniacz łóż Breżniew, lubieżny pobieżnie, łże, że założył piżamkę.

papierowe nożyce do ludzi z kamienia

płacze za nas i chce nam coś powiedzieć, ale nie może. wiara nadzieja miłość.

czekam na bohatera, który mnie wyrazi.

jeśli noga nie pasuje do rękawiczki, to czy nie należy się bardziej postarać?

żądamy skrócenia centymetra i przeniesienia nadwyżek na kilogram. aby Polacy mieli więcej cm i mniej kg.

to ja z okresu gdy się wyrasta z garnituru nieśmiertelności

patrzcie! Szatan! jak Boga kocham, Szatan! a nie, to Jezus.

pan Tomasz. obywatel. Świetnie sprawdza się jako bio-podajnik papieru do urny. W tym roku idealnie komponuje się z własnym mieszkaniem. Propozycja podania.

góry są bardzo ładne, ale aparat odbezpieczam raczej na dole.
wyżej dyszę; niżej – detal zaczepia oko. brzydki detal najchętniej zaczepia. albo słowo.
w naszym kraju jest wiele zastosowań słów. takich, że niby wszystko jest w porządku, ale. albo sytuacji. albo czcionek. albo wszystkiego. takie najbardziej.
tu nasz kraj widziany z południowego wschodu.

karpaty krosno

i jest jakoś dąb. rządzę lasem, rządzę gajem, jakoś sobie radę daję i jest inaczej czerwony kapturek inaczej i jest coś dla dziewczyn myją dziewczyny chociaż nie dla psów (o psie pogański! czyż twa pani, głucha / na jedno ucho, twych skowytów słucha?) nie dotyczy uczestników nabożeństw. zakaz wprowadzania psów. i nawet artyści scen polskich Jarosław Jakimowicz, Rafał Mroczek są.

all inclusive.

ominąłbym miasteczko B, ale kolano zakwiliło cichutko: „zostańmy tu, proooszęęę, albo pożałujesz, złamasie”. pokuśtykałem zerkając za noclegiem i trafiłem na kwaterę „Narcyz”. „o, coś dla Mnie”, pomyślałem. drzwi otworzył czerstwy sześćdziesięciolatek z guzkiem wielkości kukułczego jaja na czole i bystro lustrującymi, niebieskimi oczkami. „z pościelą?” „mam śpiwór.” „pokój mam niegotowy.” „nie szkodzi.” „no, to z pościelą trzydzieści, jak panu odpowiada, to zapraszam”. żwawo skierował się w głąb, ja za nim, ale na schodach syknąłem, prawą nogą nie dało się wchodzić. „a wcześniej bolało?” – spytał, otwierając drzwi pokoju, a ja szybko przewinąłem w głowie „Sumatra, skuter, upadek, stopa lewa, pęknięcie, przeciążenie prawej, no i” uznawszy, że opowieść pełnymi zdaniami przekroczy potencjał percepcji gospodarza, mruknąłem coś i pozwoliłem mu mówić. „jaglanka! panie, ja-glan-ka. to najlepsze na stawy, jak bolą, albo chrupią. polskie złoto, jak to mówią nasi zielarze. trochę trzeba ugotować i działa jak nic.” „ale co, wcierać?” – spytałem głupio. „nie, no, panie, gdzie wcierać”, zaśmiał się, „jak by to miało tam w te kości i chrząstki, nie no. jeść, normalnie. bierze pan” – tu wziął w rękę szklankę ze stołu – „o tyle – gdzieś jedną trzecią i zalewa pan wodą, o tyle” – siadłem na łóżku, bo nie miałem już sił, on stał nade mną i mówił – „bo wiadomo, jaglanka bierze wodę jeden do dwóch, gryczana no i ten tego. najlepsza, mówię panu, Żydzi to jedzą i dlatego takie niby chude, ale żwawe, ha ha. i do tego, dla smaku, wie pan, daje pan, przykładowo, trochę wegety i cebulkę pokrojoną – ale nie zasmażać, bo to rakotwórcze! – i, o, można jeszcze trochę tych, no, skwarek, albo kiełbaski drobniutko skrojonej – i to pan gotuje. tylko nie na mleku! bo tam laktoza, a to też rakotwórcze!” – wytrzeszczył na mnie oczy, i nie wiem, czy to możliwe, ale guzek na jego czole wytrzeszczył się też – „bo komórki rakotwórcze się żywią laktozą, każdy ma jakieś takie komórki, ale jak pije mleko, to one od tego rosną. no i ja tak zimą jaglankę przez dwa miesiące, co drugi dzień, żeby odmiana była, i mówię panu, nic nie boli, o tu jedno” – przykucnął na lewe kolano, strzeliło – „ale poza tym nic, zupełnie. bo powiem panu, że tam” – wskazał głową telewizor – „to kłamią, oszukują, nic, te reklamy, te środki, te leki, co tam mówią, nic niewarte. tu tak ostatnio mówili w telewizji Trwam, że wszystko tam oszustwo, że oszukują dla kasy i tyle. i nawet jeden rabbi z Nowego Jorku się przyznał, że oszukują, widzi pan, jacy to oni. także, jaglanka, pan je jaglankę i będzie. a zaraz żona przyjdzie i panu tę pościel da.” – i wyszedł.

przyszła żona. żona? mogłaby być jego córką. lekko tatarskie rysy, czarne włosy związane z tyłu w krótki ogonek. prostą kreską zarysowana szczęka, figura drobna, ale bardzo zwarta, podkreślona przez troszkę zbyt krótką szyję, albo ciut zbyt szerokie ramiona. do tych czarnych włosów niebieskie oczy, co mnie tym bardziej, że może jednak córka. no, właściwie, piękna. „Mira Kubasińska” – wyrwało mi się. „słucham?” „pani jest bardzo podobna do Miry Kubasińskiej” „do kogo?” „Breakout, zespół, śpiewała tam”. po jej twarzy widziałem, że coś zadzwoniło, ale nie wiadomo czyja komórka. „nieważne” – wycofałem się, uśmiechając, ona też się uśmiechnęła, poprawiła opadający kosmyk. „to skąd pan przyszedł?” rozłożyłem mapę na kolanach i pokazałem: „z A.” pochyliła się nade mną. „ile czasu?” „osiem godzin, nienajlepiej, przez to kolano…” „no, siedem, to jest dobrze” – musnęła dłonią szlak na mapie, tuż obok mojej ręki. „to co, przynieść panu tej jaglanki?” – spytała patrząc mi w oczy. zmieszałem się – „nie no, wie pani, nie mogę się dwa miesiące kurować, jutro muszę dalej, tu mam taką Maść®, posmaruję się i” „aha, Maść®” – pokiwała głową w zamyśleniu. „tak. no, trochę głupi pan jednak jest” – spojrzała, a w tym spojrzeniu widziałem trochę kpiny, o tyle, z jedną trzecią, i trochę więcej politowania, i skierowała się do drzwi. próbowałem coś dodać, wyjaśnić, ale nie zdążyłem.

do snu ukołysała mnie litania przodków Bożego Ojczyma płynąca z głośników miejskiego kościoła. o świcie kolano mniej więcej działało. wyszedłem z „Narcyza”, nie budząc gospodarzy.