Pan Xawery Sobiewuj jest menedżerem średniego szczebla w średniej wielkości korporacji. Pełni rolę fatum, ale nie wie o tym i nigdy się nie dowie. Nieco spuchnięty, zmięty i prawie czterdziestoletni, ma trójkę podwładnych i, poza intrygującym nazwiskiem, żadnych cech, które by go jakoś wyróżniały. Robimy więc z pana Xawerego nawias otwierający i zajmujemy się jedną z trojga jego pracowników, panią Ywonką.
Tak więc, pani Ywonka. Nie nosi intrygującego nazwiska, w pracy załatwia raczej nieintrygujące sprawy. Chyba już zaczynamy się nią nudzić i przymierzać ją do roli nawiasu zamykającego, ale w ostatniej chwili dostrzegamy w jej sercu tajemnicę. Pół roku temu pani Ywonka przyczyniła się do śmierci męża i sama odniosła pewne obrażenia, prowokując wypadek samochodowy, aby zdobyć pieniądze z mężowskiej polisy i wyjechać gdzieś daleko z nieświadomym intrygi kochankiem, panem Zbyszkiem. Policja wąchała, ale nic nie wywęszyła, pani Ywonka odleżała swoje w szpitalu i zgłosiła się do ubezpieczyciela, który jednak z przyczyn formalnych dobrze uzasadnionych wciąż odwleka decyzję o przelewie. Tajemnica w sercu pani Ywonki nie jest jednak źródłem jakichś przesadnych wyrzutów sumienia ani czarnych myśli. Pani Ywonka w ogóle stara się za dużo nie myśleć, stara się lepić smaczne suszi z koleżankami i pić dobre, nie za ciepłe, białe wino.
Mamy trupa i mamy suszi, mamy też miłość, no może nie miłość, ale uczucie, a w każdym razie seks i choć ta miłość to uczucie ten seks dotyczy także pani Ywonki, to jednak wyczerpaliśmy jej potencjał narracyjny i nieco sflaczałą odkładamy w kącie tej opowieści. Przyjrzyjmy się wspomnianemu kochankowi, panu Zbyszkowi, kiedyś zazdrosnemu o męża, teraz na rozstaju między panią Ywonką a inną, młodszą i mniej poharataną. Pan Zbyszek, prawie czterdziestoletni, nieco spuchnięty i zmięty menedżer, jest postacią skomplikowaną i niepozbawioną głębi, ponieważ pan Zbyszek na dodatek kocha swoją żonę. Pan Zbyszek miota się w tym wielokącie, nienawidzi siebie za życie w kłamstwie i zbiera się, by z tym na zawsze skończyć. Pan Zbyszek ma w sobie prawdę, tak to przeczuwa. Ale przeczuwa też, że pierwsza prawda będzie brzmieć piekącym policzkiem lewym, od ręki prawej. Potem może przyjdzie wyzwolenie, ale też i pustka, a ostatnia prawda zadźwięczy już tylko echem dziurawej konewki na mrocznym strychu. Pan Zbyszek lubi metafory, ale nie lubi starych, zepsutych przedmiotów i zakurzonych, ciemnych pomieszczeń. I bardzo nie chce samotności. A ludzie nie lubią prawdy.
Pan Zbyszek wie, że jest skazany na niewysokie polatywanie w sferze półprawd i prawd rozmytych, niezupełnych, trochę naciągniętych i słabo nadmuchanych. „I z dala od meritów i sedn”, dopowiada tchnący trunkiem i domykający swój nawias pan Xawery, tak się składa — stary licealny kolega pana Zbyszka. Niewinny nosiciel fatum, pan Xawery nie ma w sercu żadnej tajemnicy ani żadnej prawdy, ale w poprzednim profesjonalnym wcieleniu sprzedał przypadkiem bardzo korzystną polisę mężowi pani Ywonki i całkiem niechcący przedstawił panią Ywonkę panu Zbyszkowi. Teraz dopija płyn i udziela panu Zbyszkowi przyjacielskiej rady, zniekształconej alkoholem w ustach nadawcy i mózgu odbiorcy. Nie wiemy, co pan Xawery powiedział, wiemy, że do pana Zbyszka dotarło: „zostań prezydentem Urugwaju”. Los nie zna słowa „sorry”, więc pan Zbyszek następnego dnia leci do Montevideo, ale cóż, trafia tam kilka dni po ogłoszeniu wyników wyborów. Postanawia zostać do końca kadencji i zacząć nowe życie. To rozwiąże wiele problemów, w tym ubezpieczyciela, który nie będzie się już zasłaniać formalnościami, bo nie będzie przed kim. Gdyż sflaczała w poprzednim akapicie pani Ywonka poderwie się na tyle, że potem w jej wnętrzu znalezione zostaną liczne różne kolorowe pigułki. Co zostanie znalezione we wnętrzu pana Xawerego, chyba się nie dowiemy, bo wygląda na takiego, co będzie żył długo i szczęśliwie.