rzadko na moich wargach,
lecz dziś ma warga to ziszcza,
jawi się ropą nabrzmiałe,
bolesne słowo: opryszczka.
widziałem, jak na bilbordach
głoszą się aptekarze
licytujący się wzajem
który jej będzie grabarzem
maści, pastylki czy czopki
przedają mi ci oszuści
ale komórek nerwowych
mych ona już nie opuści
gdy cię bezczeszczę i pieszczę
jak Colin naszą Bachledę –
twych ust kwiat m.in.
obdarzam HSV1
w mym ciele, grubym czy chudym,
bąknie (lub nie) to mój dyszkant
żyje, choć rzadka na wargach,
moja jedwabna opryszczka.
a w bonusie Arial Biały.
34-letni Jerzy S. zabarykadował się w swoim mieszkaniu i groził, że rozbije atom. Na miejsce błyskawicznie przybyła jednostka jądrowa policji, która ewakuowała Warszawę i odcięła dopływ pierwiastków z grupy lantanowców. Sytuacja zaczęła wyglądać dramatycznie, gdy przez nieszczelne okno wydostało się kilka dziwnych kwarków.
Na miejsce skierowano także policyjnego negocjatora, który nakłonił Jerzego S. do otwarcia drzwi. Wtedy jednak desperat rzucił się na funkcjonariuszy z nie wiadomo skąd wziętym durszlakiem kuchennym, przez który zamierzał ich przetunelować. Na szczęście durszlak oblepiony był zaschniętym makaronem i stróże prawa poskromili lokatora za pomocą odpowiedniej bariery potencjału. Mimo to potrzeba było aż pięciu policjantów, aby doprowadzić agresora do radiowozu. Jerzy S. opluwał pojazd i lżył funkcjonariuszy emitując pod ich adresem wiązki zaczynające się na różne litery alfabetu greckiego.
Policjanci zabezpieczyli w mieszkaniu aresztowanego wszystkie atomy oraz tłuczek.
Po przebadaniu mężczyzny na izbie wytrzeźwień okazało się, że miał on około 0,5 kilorentgena we krwi. Wyjaśniło się także, że Jerzy S. nie miał kwalifikacji do rozbijania atomu, chociaż podawał się za magistra inżyniera fizyki. Prawdopodobnym powodem nietypowego zachowania mężczyzny było słabe oddziaływanie z żoną.
Jerzy S. noc spędził w policyjnym areszcie, a kiedy odpromieniował — policjanci przedstawili mu zarzuty.
Teraz grozi mu do 5 miesięcy więzienia i utrata licencjatu.
Pani Plastelina przysiadła w końcu w kawiarni, żeby choć na chwilę odetchnąć. To był wyjątkowo zwariowany dzień. Lubi te chwile, kiedy może snuć myśli, kiedy szumią samochody i ludzie, kiedy pachnie kawa.
Nikt nie wie, o czym myśli pani Plastelina, ale to na pewno musi być coś miłego. Twarz pani Plasteliny rozświetla łagodny uśmiech.
Gdyby ktoś teraz zajrzał do głowy Pani Plasteliny, zobaczyłby tam krwawy, tętniący mózg. Ale gdyby zajrzał bardziej metaforycznie, ujrzałby na przykład, że Pani Plastelina myśli ciepło o swoim mężu, którego rano pieściła aż do happy endu. I o swoim ciele, które, choć trochę zbyt obszerne, jednak akceptuje. I o kochanych synach, wesoło dokazujących teraz na koloniach. O doktorze M, troskliwym przyjacielu rodziny, który dziś znów nic złego nie zdiagnozował. O matce, której tak wiele zawdzięcza. A także o Waflu, beagle’u, zawsze radośnie szczekającym, kiedy wraca do domu.
Jeszcze niedawno Pani Plastelina miałaby różne inne myśli. W tych marzeniach dosiadałaby męża, żeby wbić mu w gardło pilnik do paznokci i patrzeć, jak zdziwiony wykrwawia się na pościel. Potem w łazience – co za niespodzianka – ważyłaby pięć kilo mniej i w dużym lustrze wyglądałaby naprawdę extra. Gdy mąż stygłby sobie w sypialni, dzwoniłaby na kolonie, żeby dzieci już nie wracały. Doktor M, po udanym badaniu, miałby z nią, choć oczywiście trochę by się opierała, bardzo udany stosunek wprost na stole ginekologicznym. Wieczorem odwiedziłaby matkę i sprawnymi ruchami udusiłaby ją, a po powrocie do domu to samo zrobiłaby z psem.
Pani Plastelina zrobiła jednak wśród koleżanek badania fokusowe i koleżanki powiedziały, że tak myśleć nie można, że to złe, a poza tym to za bardzo przypomina stereotyp bezradnej kury domowej, mszczącej się w myślach za nieudane życie.
Kawa kapie na bluzkę, co budzi Panią Plastelinę z marzeń. To smutne, bo bluzka jest ładna.
Myśli Pani Plasteliny nie chcą już wrócić na poprzednie tory. Pani Plastelina czuje teraz, że jest bardzo złą kobietą. I niewdzięczną. Robi się jej coraz markotniej, wstaje więc od stolika i idzie na przystanek żeby rzucić się pod następny tramwaj. Niestety, tramwaje długo nie nadjeżdżają. Ktoś mówi, że jakaś wariatka rzuciła się pod tramwaj gdzieś przy Politechnice i teraz wszystko stoi. Pani Plastelina zrezygnowana wraca do kawiarni i za karę zamawia sobie kolejne ciastko migdałowe.