Pan Jacek rozmawiał z kuponami totka.
Pan Jacek nie zawsze rozmawiał z kuponami. Nie zawsze też grał w totka. Grał, odkąd przeszedł na emeryturę. Dwoma, a potem trzema losowaniami w tygodniu porządkował nadmiar czasu. Odmierzał jego upływ spacerami do kolektury.
Pan Jacek odbierał i nadawał zaszyfrowane wiadomości.
Pan Jacek nadawał wiadomości znacząc niebieskim zenitem dwa razy po sześć czarnych kresek na czerwonych cyferkach. Przy kolejnej wizycie odbierał dwuwierszową odpowiedź z maszyny losującej i nadawał kolejną wiadomość. Potem pan Jacek nawet nie sprawdzał wyników losowań, ale o tym nikomu nie mówił.
Pan Jacek poznawał przyszłość oraz wpływał na losy świata. To było dużo ciekawsze od ewentualnych wygranych.
Pan Jacek wpływał na losy świata kreśląc liczby na kuponach totka i odpowiednio do nich przemawiając. Wystarczyło dostatecznie długo wysyłać liczby związane z losem jakiegoś człowieka, aż w końcu coś ważnego mu się przytrafiało. Dostawał awans. Zostawał prezydentem. Albo umierał.
Panią Mariannę, żonę pana Jacka, irytowało przepuszczanie pieniędzy na takie głupoty.
Pani Marianna nie miała złudzeń.
Pani Marianna pierwszy raz straciła złudzenia w dziewięćdziesiątym drugim, kiedy upadł Dzianintex, jej zakład pracy. Drugi raz, gdy syna, Andrzeja, zamknęli w Irlandii za paserstwo. Trzeci raz, gdy poczuła w sobie tę małą twardą kulkę.
Pana Jacka nie interesowały wyniki losowań. Gdy zaczęło być głośno o nieodebranej nagrodzie za szóstkę trafioną w jego mieście, nawet nie sięgnął po kupony zbierane w teczce. Dobrze wiedział, że nic nie wygrał. Później okazało się, że szóstkę trafił pan Edward, sąsiad z trzeciego piętra. Niestety, pan Edward mocno przejął się wygraną i zmarł na serce przed telewizorem. Kiedy rodzina znalazła go po dwóch miesiącach, było już za późno. Nagroda właśnie się przeterminowała.
Pan Edward był kiedyś kochankiem pani Marianny.
Pani Marianna udawała, że o niczym nie pamięta. Pan Jacek udawał, że nic nie wie.
Ale pan Jacek bardzo dobrze wiedział.
Pan Jacek przestał skreślać PESEL pana Edwarda. Już nie było potrzeby.
mężczyzna w tle popala, popija i przeżywa
młodzież z państwa izrael okupuje lokal
butelkami koli kolonizują stoliki
przy wejściu tłumek izraelczyków nadliczbowych
„no weź im powiedz no” syczy blondyna za barem do blondyny przed barem
„you must wait for pizza half an hour”
tłumek protestuje przeciw rosnącej entropii
mężczyzna w tle zgubił wątek
no chodź, idziemy
a tam promenują zmieszani
ci, co przybyli tu w poszukiwaniu romantycznych penetracji
i ci, co pokazują, gdzie tatuś i mamusia
i ci, którym pozostało cieszyć się niezapomnianą magią miasteczka
my wszakże inaczej
my zaś nie tylko
my popijamy elegancką kawę ostentacyjnie niedekoracyjni
my zerkamy ukradkiem zza sztywnych okładek
my nonkonformistycznie wstajemy od stolika prawą nogą
my przed snem smakujemy trudne filmy, choć z trawieniem jest gorzej
i z uporem powtarzamy, że my to nie oni
choć oni niezmiennie tak nas nazywają