piec zdjec, ostatnie dni
streets of Sofia
cherchez la femme
zenski bazar, Sofia
lokalna fauna
lokalny artysta
Poniewaz napotkalem pewne obiektywne trudnosci zwiazane z transferem zdjec do komputera, pozwole sobie ulac refleksje okolopodrozna. Kiedy rok temu krazylem po Balkanach, nad Polska wisialo widmo Leppera jako wicepremiera. Naturalna potrzeba wiary w konsystentnosc ludzi (w tym Jaroslawa) powodowala, ze nie moglem uwierzyc w takie posuniecie, rozpaczliwe smsy od znajomych siedzacych na miejscu (“nie wracaj”) przyjmowalem ze smiechem. No ale stalo sie. And much, much more.
Tym razem przeczytalem, ze byly pelniacy funkcje premiera / prezydenta zostal prezesem PKO BP. I tez chce mi sie smiac, choc po ostatnim roku poczucie politycznego humoru nieco mi stepialo. Po wyborach w Warszawie obstawialem, ze Atrakcyjny na oslode dostanie NBP, jednak laduje znacznie nizej – i zupelnie poza polityka. Co to jest? Kara? Zeslanie? “Kazio chcial sie sprawdzic w biznesie”? Likwidacja (zbyt) popularnego polityka, rywala w partii? No i jaki bedzie nastepny ruch? Panie Jaroslawie, spoleczenstwo czeka. Skoro Andrzej moze byc wicepremierem, Kazimierz – szefem najwiekszego banku, to wlasciwie faktycznie Jezus calkiem pasuje na wakujace stanowisko krola Polski… chocby nawet – pelniacego obowiazki… ze za Swietlickim zapytam, dlaczegoz by nie? Kompetencje rownie doskonale dopasowane do stanowiska.
Wczorajsze nadmierne spozywanie w towarzystwie Australijczykow, Kolumbijczyka, Polki i Bulgarki zaowocowalo niezbyt energicznym snuciem sie po oblepionej topniejacym sniegiem Sofii. Napotkani turysci doskonale mowia o Polsce (sporo z nich juz bylo, albo planuje byc). Smieja sie z naszych “power twins”, ale to zdecydowanie margines tego, jak odbieraja Polske. Anglicy dostrzegaja nasza inwazje na Wyspy (“where are you from?” “England, that’s where all Poles are. ha ha ha”). Bulgarzy nic nie mowia, ale oni podobno tak maja.
Turecki burek tu nazywa sie banica, ale smakuje tak samo jak bardziej na zachod i polnoc. Popija sie go raczej ajranem niz jogurtem. Wegaquarianin (okreslenie Australijki), moze spokojnie sie tu pozywic, wybor dan opartych na fasoli, ziemniakach, papryce, ryzu czy rybach jest dosc duzy. Jak wszedzie wlasciwie, kroluje pizza, sprzedawana na ulicy w poteznych kawalkach, potrzebujacych pewnej stabilnosci koi makdonalds.
Cos, co cieszy Bulgarow, a mnie jednak smuci, to to, ze Sofia silnie sie modernizuje. Juz teraz jest to po prostu duze, europejskie miasto, troche bardziej zaniedbane od Warszawy, ale szybko nadrabiajace roznice. Duzo mniej wschodu, mniej niz sie spodziewalem, ale moze po Belgradzie czy Skopje teraz zanadto sie rozochocilem. Tak, sa cerkwie, meczety. Jest jakis tam folklor tu i owdzie. Ale… Zobaczymy, co dalej. Jutro – Rylski Monastyr, pojutrze Plowdiw. A potem… Kto wie, co bedzie potem…
I tak sobie mysle, ze
tworcy Unii Europejskiej powinni znalezc sie w poczcie swietych za pomoc biednym narodom w osiagnieciu przyzwoitego poziomu zycia.
tworcy Unii Europejskiej powinni smazyc sie w piekle za postepujace glajchszaltowanie narodow, za ustandardyzowanie ich pod zachodni wzorzec.
Czas konczyc tego niezbyt spojnego posta.
ani polskich znakow diakrytycznych
za to celnik po otrzymaniu paszportu zadaje pytanie “jeszcze polska nie zginela?”
doskonale wino sprzedaja na bazarze z beczek do butelek plastikowych, po 4 zeta za litr (i to nie jest najtansze z win)
a obce, oszalamiajace kobiety bezczelnie patrza w oczy i to raczej ja nie wytrzymuje ich spojrzenia
ciezkie korki, piekne cerkwie, nierowne chodniki i swietna kawa
i sniezek z nieba
witamy w Sofii
a ja udaję się na południe.
Staram się, szczególnie o tej porze roku, szczelnie izolować się od działań adeptów różnych wyższych szkół reklamy i pulpoznawstwa. Nie oglądam telewizji, nie słucham radia, święty Adblock strzeże mojego Firefoxa. Nie wiem, jakie teraz kampanie reklamowe się toczą, jaką golarkę albo płyn do naczyń wypada mieć pod choinką. Z rzadka tylko docierają z oddali jakieś mechaniczne dżinglbels, a mikołaje do wynajęcia pohukują niegłośno, tacy malutcy. Moja prywatna przestrzeń semantyczna jest na tyle oczyszczona, że ominęła mnie zwykła grudniowa frustracja i Święto Rosnących Obrotów Handlowych nie wzbudziło we mnie jakichś szczególnych emocji. Zresztą, w trakcie kulminacji i tak mnie tu nie będzie.
Jednak taka izolacja nie może być kompletna, nie żyję na co dzień w komorze akustycznej. Bodźce wyskakują stąd i z owąd, jak pop-upy sprytnie omijają blokadę reklam, przeciskają się przez różne szpary, które musiałem zostawić, aby w ogóle żyć. Są przebiegłe like a fox i bezlitosne jak Putin. Atakują, gdy jestem najbardziej bezbronny i wystawiony na ciosy. Jak choćby wczoraj, gdy na papierze toaletowym, którym podcierałem sobie tyłek, objawiły się moim oczom radosne literki składające się w napis “Merry Christmas”.
“dziś tyle dobrej atmosfery, takie dobro w powietrzu, gdzie nie pójdę, tam życzliwi ludzie” – cieszyła się staruszka. “poszłam do urzędu i od ręki dostałam papiery, o które starałam się od dwudziestu lat. a panie się tak miło uśmiechają i są takie pomocne”. “to z pani musi taka aura wychodzić i dlatego spotyka panią tyle dobra” – odpowiedziała urzędniczka w informacji.
czekałem na swoją kolej, przysiadła obok mnie, zmęczona bólem nogi, nadwerężonej na pogrzebie sąsiadki. wyblakłe oczy, pukle siwych włosów spod szarego beretu, ciepły uśmiech. “pan jest bardzo podobny do mojego wnuka” powiedziała. “starszego” dodała. “ale on ma 26 lat. a pan młodszy przecież”. (mój zakłopotany uśmiech).
uśmiechnęła się znów, wstała, skierowała się w stronę wyjścia i na pożegnanie rzuciła urzędniczkom “no piękny dzień. piękny świat.” i głośnym szeptem: “żeby jeszcze tych żydów w rządzie nie było, to byłby jeszcze piękniejszy. no, wesołych świąt”. “wesołych świąt!”.
wszysssskiego najlepszszego życzy kominiarzrz (zachwiał się) i tu, o, (rozchylił kurtkę) można złapać za guzzzik, bo ja jessssem autentyczny! kominiarzrzrz (wskazał plakietkę na piersi) i poratuj mnie kolego bo śśśświęęęta iiiidą (zachwiał się znów, czknął) i tutaj na pamiąąąątkę jest od kominiarzrza kalendarzrzrz (westchnął, wyjął z torby pogiętą kartkę a4), prawdziwego kominiarzrza, o a jak bryka jeźźźi? dobrze? (zerknął na samochód, który właśnie zamknąłem) fajna bryka bo ja mam taką to znaczy nie, beemkę dwa pięć turbo i klientówww mam kupę i nie dają mi spokoju i się odpędzammmm bo na ulicyyy przejśśśś nie możżżna to każdy chceee za guzzzzik łapaććć (przewrócił małymi oczkami) bo ja jesssem prawdzzzziiiwy kominiarzrzrz! a nie kurrrrwaaa jakiśśś dupekkkk.
i zatoczył się w stronę tej swojej bryki, czy też może przystanku autobusowego, bogatszy o moje dwa złote. a ja poszedłem do domu, kurczowo ściskając w dłoni złoty guzik. prawdziwy. na szszszęśśśśie.