Do Nieznanej Wysokiej Instancji,

Wobec ostatnio odgrzewanych pomysłów rozwoju energetyki jądrowej w Polsce ja bardzo uprzejmie proszę Wysoką Instancję, żeby przestać zaprzątać sobie tym głowę, projekty skasować z dysków, dokumentacją nakarmić gołębie. Energetyka jądrowa może stwarzać śmiertelne zagrożenie dla populacji tego kraju, a ja chcę jeszcze trochę pożyć. Gdzie indziej raczej nie wybucha? Ale gdzie indziej jest gdzie indziej. U nas bryluje słowiańska, luzacka mentalność, która dopuszcza wyłączanie czujników metanu w kopalniach, więc kto wie, co z lenistwa czy dla oszczędności mogliby wyłączyć pomysłowi pracownicy elektrowni jądrowej. Z wyższością śmiejemy się z Rosjan, że przez swój tumiwisizm i bałaganiarstwo zatapiają swoje nuklearne łodzie podwodne – a jedyne, co nas od nich różni, to brak podobnie efektownych zabawek.

Wysoka Instancjo, nie radzimy sobie, nie umiemy porządnie zorganizować kraju. Powolutku toniemy w gęstej mazi niemożności, przebłyski dobrej intencji są skutecznie gaszone bezwładem kolejnych szczebli zarządzania. Nasza azjatycka dusza nie umie żyć bez korupcji, która smaruje tryby i pozwala działać, dlatego też rozwijamy się dopóty, dopóki rządzą nami rzutcy, a niekrystaliczni. Z drugiej strony ta sama korupcja pozwala gdzieniegdzie przymknąć oko, przepuścić fuszerkę. Bo jakoś to będzie. A że czasem jakaś hala się zawali pod naporem śniegu… Pech, Instancjo, pech.

Ale za to tak pięknie przeżywamy uczucia wspólnotowe, łączymy się w bólu i żałobie. Płaczemy nad swoim złym losem, wyrzekamy na sąsiadów, że się na nas uwzieli i na sojuszników, że nas raz po raz zdradzają.

No więc, ja jeszcze pokornie proszę Wysoką Instancję, żeby nas ktoś skolonizował. Umiemy wegetować na poziomie biologicznym, albo wzbijać się jak ptacy na stratosfery emocji, ale niech ktoś nam w końcu powie, jak żyć.

nie oczekując odpowiedzi, z szacunkiem kłaniam się,
vt

zapisanie emocji usuwa je i płucze głowę
przejrzałem swoje starsze teksty, kipiące wściekłością
teraz jakoś mi obce
zaschnięte plamy rozlanej żółci.
a więc efekt terapeutyczny został osiągnięty
ale
na wypalonej łące młoda trawa nie chce rosnąć
brak negatywu nie jest pozytywem
zostały czarne badyle, zwęglone krety i cisza. nuda?
raczej spokój, wzruszenie ramion
tak przyjemnie masowanych przez czytelniczki.
gustowne obrazki w podrasowanym technikolorze.

wyrywanie murom zębów krat surowo zabronione

wersja 2013

boshe.jpg

latex.jpg

(a od pigułek odpadają nogi)

OSOBY:
Parys – popija Hellenę
Inspicjent – były zapaśnik
Pstrąg – drugiej świeżości
Kurtyna – jak to kurtyna

Parys: (w zbroi wbiega na scenę galopem i krzyczy do Kurtyny) Cóż to?! Agent! Bij, zabij agenta!
(dobywa szpady i w zapamiętaniu dźga Kurtynę) Ten sztych dukata wart! (dźga dalej)

Kurtyna: (podstępnie opada na Parysa)

Parys: (miota się okutany w Kurtynę, dźga powietrze wokół)

Inspicjent: (wbiega na scenę, wprawnym ruchem zakłada Parysowi nelsona) Kochany, znowu ci się sztuki popierdoliły. (wydobywa Parysa spod Kurtyny, wyprowadzając go mówi do widowni) A za bilety to, o takiego, wam zwrócimy. Jeszcze dopłacicie przy wyjściu.

Pstrąg: (cuchnie)

Kurtyna: (zrezygnowana spada na scenę)

ogólne OKLASKI
KONIEC

my zawsze z nami

nicjuzniemow.gif

play

producent oferujący mi zupkę w proszku próbując mnie przyciągnąć, krzyczy na opakowaniu “młody czosnek!”. pobudza to moje kubki smakowe, dostrzegam jednak mniejsze literki – “smakuje jak” – i jak w kabarecie Dudek, “już za chwilę mija mi”. ktoś był na tyle trzeźwy, że w kraju, w którym kazdy każdego próbuje oszukać, zwątpił w bezlitosną rękę wolnego rynku karzącą oszustwo i odpowiednim urzędowym przepisem (niestety…) zmusił do jakiej takiej szczerości. polityka reklamującego się na billboardzie do takiej prawdomówności niestety nikt nie zmusi. “wygląda jak WIZJONER”, “mówi jak KOMPETENTNY” wraz z wypisaną (niech będzie, małymi literkami) listą konserwantów i barwników oraz poziomem IQ? no bo kto to kupi? kupią, kupią, nie taki syf kupują. ale przynajmniej byłby ślad szansy, że zrobią to świadomie.

nie, nie czuję się oszukany – mógłbym się tak czuć, gdybym wcześniej zakładał, że mówi się prawdę. tymczasem wiem przecież od dawna, że wszystkie te słowa są warte tyle, co banknot z waryńskim. są częścią rytuału, pozbawionego treści, ale, jak wiele rytuałów, utrzymującego się przy życiu siłą bezwładu. przecież nikt (nikt?) nie wierzy, że pewna cudownie odmłodniała pani rozwiąże problemy mojego miasta, a inny, podobno skuteczny menadżer z wizją, wybuduje tu jakieś mosty. wierzyć w szczerość tego przedstawienia, to jak wierzyć w realność postaci w commedii dell’arte. podobna umowność rządzi tym teatrem i podobna powtarzalność bawi publiczność. są tylko lepiej albo gorzej odegrane role poliszynela czy arlekina. gaże tylko nieco wyższe.

z nawyku i odruchu pójdę wybierać aktorów tego spektaklu (co za absurd! głosować na aktorów…), choć nie umiem sobie wmówić, że mój głos cokolwiek znaczy i że wybiorę jakichś lepszych, bo lepszych nie widzę. ta demokracja już umarła – w mojej głowie – i doprawdy nie wiem, jaki impuls mógłby ją reanimować. pozostała licha, nudnawa komedia, powtarzalna jak benny hill. nawet nie dell’arte – bo dell’arte znaczy – profesjonalna.

jeszcze parę aktów i zamieni się w tragedię.
smakuje jak krew (TM)

mózgu melioracja

aport.jpg

soglad.jpg

ewolucja.gif

rączka sobotniej nocy