wciąż przedzieram się przez imponujący gąszcz faktów, osób, miejsc. Trudna książka, wymaga skupienia, ale nawet przy skupionej lekturze ulatuje masa szczegółów. Na końcu książki jest mapka, która umożliwia czytanie z jakimkolwiek zrozumieniem, ale i tak zdania w rodzaju “Mekibernejczycy zaś, Sanejczycy i Syngijczycy mają zamieszkiwać swe miasta tak jak Olintyjczycy i Akantyjczycy” – onieśmielają…

Tukidydes stara się ściśle opisać fakty i wojnę, w której sam brał udział. Inaczej niż Herodot – nie próbuje opisać całego świata – a tylko pewien jego fragment, dobrze zdefiniowany w miejscu i czasie. Zastanawiam się, w jaki sposób gromadził materiały do w sumie dość obszernej książki (u mnie – 500 stron): czy prowadził rozbudowane notatki? miał fenomenalną pamięć? Część na pewno zmyślał – choćby mowy wodzów, które układał tak, by brzmiały prawdopodobnie (zazwyczaj są rozwlekłe i schematyczne, ale zdarzają się genialne przebłyski, w kilku słowach charakteryzujące postaci – jak wypowiedź doświadczonego wodza Brazydasa, który intuicyjnie, na podstawie ruchu głów i tarcz Ateńczyków dochodzi do wniosku, że nie będa się bronić i może ich zaatakować).

Przypomniałem sobie dziś wiersz Herberta…

1
w księdze czwartej Wojny Peloponeskiej
Tukidydes opowiada dzieje swej nieudanej wyprawy

pośród długich mów wodzów
bitew oblężeń zarazy
gęstej sieci intryg
dyplomatycznych zabiegów
epizod ten jest jak szpilka
w lesie

kolonia ateńska Amfipolis
wpadła w ręce Brazydasa
ponieważ Tukidydes spóźnił się z odsieczą

zapłacił za to rodzinnemu miastu
dozgonnym wygnaniem

egzulowie wszystkich czasów
wiedzą jaka to cena

2
generałowie ostatnich wojen
jeśli zdarzy się podobna afera
skomlą na kolanach przed potomnością
zachwalają swoje bohaterstwo
i niewinność

oskarżają podwładnych
zawistnych kolegów
nieprzyjazne wiatry

Tukidydes mówi tylko
że miał siedem okrętów
była zima
i płynął szybko

3
jeśli tematem sztuki
będzie dzbanek rozbity
mała rozbita dusza
z wielkim żalem nad sobą

to co po nas zostanie
będzie jak płacz kochanków
w małym brudnym hotelu
kiedy świtają tapety

przejmujące…
dziś (hmm juz wczoraj) przeczytałem właśnie ten epizod. Zajmuje około strony. Tukidydes pisze o sobie w trzeciej osobie, z chłodnym dystansem.. Budzi szacunek. I zazdrość, że taki dystans można wobec siebie zachować.

Naród poczuł się Dobry. Naród poczuł Wspólnotę. Naród jest Dumny. Każdy, nawet najbardziej zapyziały Obywatel poczuwa się do swojego Rodaka, którego opłakuje świat. A na dodatek mamy obsadzoną rolę klasycznego szwarc-charaktera – Putina, który nie pojechał do Rzymu. Wszystko jak w dobrym polskim serialu.

Powierzchowność połączona z kolosalnym zakompleksieniem wobec innych nacji triumfuje. Prawdziwe przeżycia przykryte histerią mediów. Teraz kilka przez kilka dni-tygodni kibole nie będą się tłuc, politycy opluwać, a zwykli szaraczkowie – cwaniakować. A potem – szybciej niż wielu się spodziewa – wszystko wróci do ubłoconej, obleśnej normy.

W dzisiejszej GW Graczyk z Pieronkiem o stosunku Polaków do Papieża: “Kremówki – tak, encykliki – nie”. Święte słowa.

wiecie jak się zjeżdża nocą z Agrykoli? powoli…
najfajniej wyjechać z placka światła spod latarni w zupełną ciemność – i wpaść w podłużną dziurę po wyrwanym asfalcie :)

a wietnamscy sąsiedzi pozapalali lampki w oknach.. ciekaw jestem motywów..

Bohoniki to był bardzo dobry pomysł. Nieoczekiwany dotyk islamu, powiew tatarskości, którego nigdy dotąd nie poznaliśmy. Pani Eugenia – przemiła, twardo stojąca na ziemi gospodyni – pokazała meczet; jej wnuczki – przezabawne: nadenergetyczna Natalia – i Sebastian chowający się po kątach przed aparatem. Alicja nazwała Natalię swoim karmicznym dzieckiem. No coś w tym jest… Smak praktycznych szczegółów w rozmowie z panią Eugenią – ile kosztuje młody byczek (12zł za kilogram, a byczek waży 80kg) – a za ile się go sprzedaje (4zł/kg – a byk ma 600-800kg) – ale ile on musi zjeść! Ile kosztuje ziemia, co się na niej uprawia (no pszenno-buraczana nie jest). Kozy – nieee, kozy obgryzają i niszczą wszystko. Owiec też nikt nie hoduje. No i ten sąsiad – nową podłogę położył na starą w chałupie i fugi tak beznadziejnie ułożył.

A w meczecie – Koran…

Ach i ten śpiewny akcent – na każdym kroku :)

Okolice wiosennie rozkoszne. Jeszcze śnieg gdzieniegdzie, ale słońce mocno grzało; drogi brukowane kocimi łbami (co za głupia nazwa BTW), straż graniczna łapiąca zabłąkanych (aaa.. jeździcie, bo nie ma co robić?… w domyśle – stolyca….), rozpadające się wiatraki, senne miasteczka, cerkwie, kościoły, meczety, synagogi… W tle – żałoba po Papieżu, dziwnie trochę odczuwana w takich miejscach – w oddaleniu, bez medialnej histerii.

Zaskoczenie za zaskoczeniem, nowe, nieoczekiwane rzeczy co krok. Wiedziałem, że będzie mi się podobać, ale tak zauroczyć się kawałkiem Polski – nie spodziewałem się.

Blu Alis [za zgodą modelki! :) ]



cmentarz prawosławny w Białymstoku

supraslski [??] smok

4/04/2005 – droga przy granicy.. gdzieś między Malawiczami a Babikami.