a we wtorek, a we wtorek nic nie możesz, bo za sensem ganiasz.

Gdy przez tydzień wołano dwa słowa: o, kur**
Gdy oddechy dym tłumił, trud ramiona urwał
A wciąż grzmi dizel wozu, wre chłodnicy płynność –
Wóz Ludu mimo sapnięć pełni swą powinność.
Na koniec bez rozwagi, bez czucia, pamięci
Człowiek jako młyn jezdny naciskał, klął, kręcił
Noga – ręka – zgrzyt – noga – zgrzyt – zgrzyt – noga – oko.

Dziś stopa ufna w mroku długo i głęboko
Szukała, nie znalazła – i Człowiek pobladnął,
Nie znalazłszy pedałów, już autem nie władnął;
I uczuł, że go pali pustka rozogniona;
Wsiadł w czwórkę i zapłakał – przy Zbawiksie skonał.

Myślałem, że Czechy to taka trochę mniejsza i lepsza wersja Polski. Zweryfikowałem ten pogląd.

W niektórych czeskich miasteczkach zauważyłem, że najdostojniejszym budynkiem jest nie kościół i nie ratusz, ale szkoła. Gruby błąd, bo przecież człowiek wyedukowany nie odczuwa dostatecznego lęku wobec Władzy, ani, co gorsza, Boga i to jest błędne koło, bo potem nie chce stawiać dużych kościołów.

Czeskie piwo sprzedawane jest w butelkach z klasycznymi, nudnymi etykietami. A przecież marketing i opakowanie są najważniejsze! Polacy doskonale wiedzą, że można sprzedać dowolne sikum, jeśli jest oklejone odpowiednio hipsta naklejką. Czesi myślą, że wystarczy robić dobre piwo, co jest strasznie naiwne.

I czemu to piwo kosztuje w knajpie 4 złote? A nie 10 czy więcej? Widocznie nie jest takie dobre. Albo nie ma fajnego logo. Albo po prostu Czesi nie znają się na robieniu biznesu. Przecież wiadomo, że gruba marża konia tuczy.

Mało widziałem żebraków. A może i w ogóle nie widziałem. (Czy w Pradze jest inaczej? Nie dojechałem.) Brak żebraków to niepokojący symptom: bo może i bogaczy też nie ma? A wiadomo, że niedostatek wolnorynkowego zróżnicowania dochodów może prowadzić do zaniku impulsów, by się bogacić i skapywać bogactwem w dół. I rzeczywiście, Gini niski, a PKB raz rośnie, raz spada, tymczasem Czesi w gnuśnym zadowoleniu popijają tanie piwo z brzydkimi logosami. Panie profesorze Leszku, proszę poratować naszych braci!

Olomouc

01_brno_hawaii

02_brno_pwc

03_brno_panizokienka

04_brno_ama_brno_deus

05_brno_winston

06_brno_zblizeniekrancow

07_brno_applehead

08_brno_vaclavs

09_brno_brno_brno_hlavni

10_brno_shen

wszyscy jesteśmy zbudowani z pikseli. ale kiedy kończy się obrazek, myślimy: co dalej? i trochę jednak wkurwia, że odpowiedź brzmi: pamięć podręczna

odhaczone: laweta.

a było tak, że zaćmiło mi umysł ideą domku na kółkach, bo przecież co za cudowny pomysł, każdy marzył, a nigdy wcześniej nie miałem okazji, no i teść, co czasem niepokojąco przypomina Mirka Memowego Sprzedawcę Samochodów, mówi, słuchaj, ta karawelka jest zupełnie całkowicie zrobiona, wszystko, jedźcie, wypróbujcie (tu powinna włączyć się kontrolka, ale widać spalona), no to jedziemy (z córką teścia) zardzewiałym dwudziestotrzyletnim Samochodem Ludowym, rzężącym dwójką, chrupiącym trójką, którego jedyną zaletą jest to, że się w nim mieszczę zhoryzontalizowany, zamiast własnym, co Szwed płakał, jak sprzedawał, więc jedziemy, z wiatrem we włosach, bo bez klimy w trzydziestopięciostopniowym upale i nawet gdzieniegdzie dojeżdżamy, gdy wtem, nahle, przerwa na napój, z którego niespodziewanie robi się wiele butelek napojów niezbędnych dla uzupełnienia mikroelementów w trakcie forsownego poszukiwania autoelektrika.

więc zwiedzamy pobliski Vyškov, miłe, jakby wyludnione miasteczko i lądujemy w losowo wybranym z czterech hotelu, Penzion Sirius*, i zaraz zaglądam do regulaminu, bo ja lubię regulaminy, a tu cała książka, a w niej kartka luzem, piękny niedawny obrazek krajanki młodej, Zosi J., którą z tego miejsca wzruszeni pozdrawiamy.

Zosia J. z Warszawy

aha, w środku tego sennego miasta jest kawiarnia o zaskakującej nazwie (nie, to nie jest źle dobrany font, nie chodzi o ojca Ikara)

vyškov u pedála

samochód jest w rękach szefa warsztatu niepokojąco przypominającego Włodzimierza Czarzastego w okresie wąsatym. z pokorą czekamy na wyrok…

* pozdrawiamy sympatycznego recepcjonistę, który uratował nam kartę płatniczą oraz żołądki.

nie licząc tranzytów nie byłem w tym kraju ze 30 lat, czyli nigdy.
trochę się tu zmieniło, pewnie wszystko, przyjmę każdą wersję, bo zdegenerowane synapsy nie przechowały zbyt wiele. a okolice Ołomuńca (nie mogę się pogodzić ze słowem Olomouc) to dla nich z pewnością nowość.

odhaczone: smažený sýr, kofola z kija, serek roladka (ale mało śmierdział, więc to chyba nie Ten, ołomuniecki), za dużo piwa.

imageczescy cykliści lubią, jak jest trudniej

image
pejzaż antropozoficzny z Czeszką

imagereuse, recycle, revenge

image
są znaki

image
strach jest

imagebąbelki są

image
grubaś Maryjo, łasa, pełna
krem z tobą
i błogosyconaś ty między niejadkami
i błogosycon owoc żywota twojego je liczne ciastka trochę przypominające bajaderki.

image
był taki popularny nie tylko w Czechach album Beatlesów pt. “Please Please Me”

parapluj

popieram wszystkie opcje! prawie. ci odrażający zboczeńcy idą do piekła! odlepiło się. a, w sumie.

dlaczego jest raczej coś niż ktoś

to kiedy dostarczy pan swoje narządy? pojutrze. po jutrze. pamiętaj! jedna spacja zmienia niby dużo, ale właściwie to nic.

najważniejsze są stroje ludowe i odpowiedni kamuflaż

nieodróżniacz dobra od zła najlepszy w czopkach aplikuje rozmycie wygładza fałdy perforuje daimoniona umieszczać pośrodku

jechałem wczoraj obok wsi niewiesz. już wiem, że niewiesz jest i ty wiesz, że wiem. i wiesz, że niewiesz, ale niewiesz, że wiesz, nie wie. nic.

mam cel. lec mam.