Nabrałem nieprzepartej ochoty, żeby pociąć nożyczkami skórkę banana. To bardzo przyjemne uczucie, ta sprężystość osłony nieistniejącego środka, miękko poddająca się żelazu, tak kroiło się skaj, żeby wypełnił pustkę kapsla i stworzył poduszkowca o mitycznych i nigdy niezweryfikowanych właściwościach, bo w kapsle nie grałem, robiłem je tylko w katatonicznym zapamiętaniu, dziesiątkami. Czy faktycznie te uczucia są tożsame, nie wiem na pewno, skaju chyba w domu nie mam, a wówczas na pewno nie miałem bananów. Takie zmysłowe doznanie rozpięte na trzydziestu latach obarczone jest dużym ryzykiem błędu, z pewnością wiem jednak, że banan jest w stanie zaspokoić w znacznie szerszym zakresie niż jabłko.
Antarktyjscy archeolodzy pracujący w akwenie europejskim odkryli pozostałości zapomnianej świątyni Trzybloka, osiedlowego bóstwa jednego z plemion kultury późnosłowiańskiej. Spekuluje się, że miejsce służyło obrzędom wejścia i wyjścia, niestety, nadal nie wiadomo dokąd. Odnalezione pozostałości membran głośnikowych sugerują, że rytuały odprawiano przy dźwiękach kultowych i magicznych utworów, zwanych złotymi przebojami. Ponieważ obowiązująca waluta również nazywała się złote, naukowcy wysunęli hipotezę, że muzyka miała zachęcać Trzybloka do pomnażania bogactwa (choć zachowane fragmenty hymnów, takie jak “Znowu w życiu mi nie wyszło” mogą temu – pozornie – przeczyć).
Naukowcy odszyfrowali niektóre inskrypcje – na przykład FRYZJER (prawdopodobnie mieszkanie kapłana opiekującego się nadmiarem wytworów naskórka, porastających ciała tubylców żyjących w chłodnym klimacie). Nadal nie wiadomo jednak, co mogą oznaczać takie napisy jak LEGIA czy CHUJ, podejrzewa się, że chodzi o imiona jakichś pomniejszych bóstw opiekuńczych, odpowiedzialnych za pomyślną produkcję szalików czy skarpet.
To fascynujące znalezisko kryje jeszcze wiele tajemnic. Oby wszystkie zostały odkryte przed planowanym na przyszły rok rozpoczęciem budowy największego na Ziemi składowiska wciąż jeszcze nieokreślonych przedmiotów.