Piramida Envera w centrum Tirany wygląda jak sen architekta z końca lat osiemdziesiątych o domu towarowym w miasteczku typu Garwolin czy Mława (przepraszam Garwolin i Mławę). Zresztą już dawno straciła funkcję mauzoleum, była nim może z 5 lat. [korekta: nie była nim w ogóle…] Kilkanaście lat po przewrocie i obaleniu resztek komunizmu śladów po Hoxhy jest niewiele, w muzeum historii Albanii jedyne jego zdjęcie, jakie znalazłem było… negatywem. Piramida jest teraz centrum handlowo-wystawienniczym, a w tych dniach wystawiane są tam produkty spożywcze, przeważnie włoskie. Albania żyje z Włoch, ludzie tam emigrują do pracy, albańskie przedsiębiorstwa we Włoszech skutecznie konkurują z takimi potentatami jak Camorra czy ‘Ndrangheta. Po Tiranie jeździ mnóstwo drogich sportowych samochodów na włoskich numerach. Ciekawe, czy zawieszenia remontują jeszcze tu, czy już po powrocie do Bari czy Neapolu.
Zdjęcie jest dzisiejsze, ale poszedłem tam już wczoraj wieczorem; po drodze prawie wpadłem do metrowej głębokości studzienki telefonicznej, otwartej i zupełnie nieoznaczonej na nieoświetlonej ulicy; oczywiście moja wina, bo idąc po ulicy w Tiranie nie powinienem czytać smsów od N.
Przed wejściem do mauzoleum, błyszczącego wesołymi, świątecznymi lampkami kręcił się tłumek w czarnych skórzanych kurtkach, a z wielkiego głośnika Bob Dylan śpiewał “Knockin’ on Heavens Door”… sam bym tego nie wymyślił w swoim siekierkowskim barłogu… Co więcej, kiedy wychodziłem, John Fogerty darł się “I Put a Spell on You.. Beacuse You’re Mine”…
W hotelu okazało się, że mój pokój jest umieszczony dokładnie nad salonem bingo. Do snu ukołysał mnie hipnotyczny męski głos, recytujący kolejne albańskie numerki…